Polityczne przepychanki w Świętochłowicach

Protesty na nic się zdały. Grzegorz Gniełka został wyproszony z sali, na której odbywała się konwencja wyborcza Prozumienia Świętochłowickiego, po tym jak skomentował przemówienie Eugeniusza Mosia. Kiedy krzknął “skandal”, sala zawrzała. – W mojej ocenie cała ta sytuacja jest paranoiczna. Nie można w ten sposób wyrzucać ze spotkania, zwłaszcza gdy jest ono ogólnodostępne dla mieszkańców i ludzi, którzy mają odmienne zdanie – uważa Gniełka.
Jednak to odmienne zdanie powinni zostawić dla siebie – odpowiadają uczestnicy konwencji. – Skoro mu się coś nie podobało to trzeba było wziąć swoje cztery litery w troki i wyjść, a nie zachowywać się jak ostatni cham – stwierdza Irena Sanecka-Fibik, sympatyczka Eugeniusz Mosia. A ponieważ “fikał”, został wyprowadzony.
Takie zachowanie zwolenników Eugeniusza Mosia zdaniem rzecznik sztabu da się wytłumaczyć – zwłaszcza, że jak mówi, konwencja była spotkaniem zamkniętym. – Każdy z kandydatów na radnych i sympatyków Porozumienia jest zaangażowany w tę sprawę emocjonalnie. Wiadomo, że jeżeli ktoś obraża bliską nam osobę w jakiś sposób to staramy się jej bronić – tłumaczy Alina Moś-Kreger.
Wezwana na miejsce policja, ani w obronie, ani w ataku złamania prawa się nie dopatrzyła. – Nie doszło do naruszenia nietykalności osoby, która to zgłaszała, jak również organizator nie zgłaszał, że został znieważony. Nie wystąpiło tam też żadne inne wykroczenie wyborcze – mówi nadkom. Leszek Pomietło, rzecznik prasowy świętochłowickiej policji.
Nastąpiła za to eskalacja wyborczych emocji, której sprzyja kontrowersyjna postać podejrzanego o korupcję kandydata – przekonuje socjolog polityki, dr Marcin Gacek. – To tylko i wyłącznie podjudza jego przeciwników, żeby emocjonalnie wyrażać swoje poglądy, a to z kolei nakręca spiralę, bo odpowiadają z kolei zwolennicy danego kandydata – wyjaśnia.
Pozostaje tylko pytanie o to, jak cienka granica dzieli w takich sytuacjach emocjonalne zaangażowanie od politycznego wyrachowania?