Wielka mała polityka

Szanse na to, by obecny wójt opuścił swój gabinet są minimalne, bo w blisko 11-tysięcznej Bestwinie jedynym kandydatem na wójta jest… wójt.
– Wydawałoby się, że powinno być dobre usposobienie, ale jednak troszeczkę tak smutno, że nie ma konkurenta. W konkurencyjnej rozmowie, czy dialogu, zawsze tworzy się coś nowego – stwierdza Stefan Wodniak, wójt Bestwiny.
Dla Doroty Owczarz, mieszkanki Bestwiny, możliwość skreślenia tylko jednego kandydata, to żaden problem. Szczególnie wtedy, gdy wraz z końcem kadencji widać różnicę. – Przystanki, do szkoły zrobił wiele rzeczy – zauważa.
Jednak nie dla wszystkich jeden kandydat na liście – to jedyna możliwość wyboru. – Jest w czym wybierać, bo jest na tak albo na nie. Więc jest, jest prawo wyboru – mówi Benedykt Kohut, mieszkaniec Bestwiny.
Dużo może o nim powiedzieć wójt Czernichowa, wybierany na urząd aż pięciokrotnie. Według niego, kampanię wyborczą w małych miejscowościach od polityki przez duże ‘P’ różni prawie wszytko. Wspólne jest tylko to, że coraz częściej kontrkandydaci w trakcie kampanii mogą zmalować dosłownie wszystko.
– Taka jest wtedy agresywniejsza kampania. Próbuje się docierać bezpośrednio do mieszkańców, przedstawiać im bezpośrednio informacje, np. wchodząc na posesje – mówi Adam Kos, wójt Czernichowa.
Nie na posesję, ale na polityczne salony wszedł lider śląskich ludowców Marian Ormaniec. Ten pochodzący z niespełna pięciotysięcznych Gilowic polityk, uważa że takie korzenie nie muszą kłaść się cieniem na karierę polityczną.
– Gdy ktoś startuje kilka razy w wyborach, jest osobą znaną, potwierdziło to jego działanie w terenie, to myślę, że ludzie na takich zagłosują. Jest wtedy możliwość, aby z malej miejscowości kandydat przebił się do dużego świata polityki – stwierdza Marian Ormaniec, lider PSL na Śląsku.
Jednak bez względu na to, czy polityk jest krajowego czy tylko lokalnego formatu – problemy do rozwiązania prawie wszędzie te same.