Obcokrajowcy też głosują

Prawo wyboru niby takie oczywiste. – Mam takie prawo. Mam prawo głosować na kogoś, kto będzie dbał o to, żeby mi i moim dzieciom w tym kraju było dobrze – mówi Małgorzata Flaszewska.
Ale w kraju Bounthavy Ounmanivonga na taką swobodę nie ma co liczyć. W Laosie też głosował, ale sprawa była dużo prostsza niż tu. Tam władzy się nie dzieli, bo jedyną legalną siłą polityczną jest Laotańska Partia Ludowo-Rewolucyjna. – Kocham Polskę jak moją ojczyznę. Lubię was i chcę się cieszyć z wami – mówi.
A cieszy się najbardziej, gdy może pochwalić się tym, co w portfelu ma najcenniejszego. Na dowód osobisty i polskie obywatelstwo czekał ponad dziesięć lat. Teraz nie zawahał się go użyć. – Ja muszę zagłosować. Jestem zadowolony, że mogę głosować na kogoś, kto mi się podoba – twierdzi Bounthavy Ounmanivong, Laotańczyk.
Gorzej jeśli jest odwrotnie i komuś nie spodoba się to, na kogo został oddany głos.
– Pierwszy raz w moim życiu, nie widzę tam policji. U nas zawsze jest policja. Nie ma demokracji, jest tylko grupa, która jest z prezydentem – wyjaśnia Hussein Mahfouz, Egipcjanin. Podczas ostatnich wyborów prezydenckich w Egipcie po raz pierwszy na kartach pojawiły się także nazwiska innych kandydatów. Jednak za postawienie krzyżyka w złym miejscu nadal można tam trafić do więzienia.
Alicja Suchocka obywatelstwo dostała w ubiegły piątek. Na udział w wyborach nawet nie liczyła. Cztery lata temu była członkiem komisji. Dziś właściwie przy okazji poszła tylko sprawdzić czy jest na liście. Okazało się, że i owszem. – Urodziłam się na Litwie i mam obywatelstwo litewskie, ale zawsze czułam się Polką. Nigdy nie byłam Litwinką. A teraz jestem naprawdę Polką – mówi.
Zainteresowanie obcokrajowców udziałem w wyborach jest jednak niewielkie. Mogą w nich głosować Ci, którzy mają polskie obywatelstwo oraz obywatele Unii Europejskiej, którzy dopisali się do rejestru. Zgłosiło się 20 osób. Osób, którym lokalna władza jest bliska, mimo że pochodzą z bardzo daleka.