RegionWiadomość dnia

Robot pomoże ratownikom górniczym?

Ten wynalazek już niebawem może poprawić bezpieczeństwo pracy w kopalni. Ta prawie 200-kilowa maszyna to prototyp robota górniczego. – Do sterowania wykorzystywany jest komputer PC, joystick i to właściwie wszystko – tłumaczy Damian Nowak, Instytut Technik Innowacyjnych EMAG. Kosztował 3,5 miliona złotych. Przez ponad dwa lata pracowało nad nim blisko dwudziestu ludzi. Omijanie przeszkód to niejedyna zaleta robota. Ta największa to praca w strefie zagrożonej wybuchem metanu i pyłu węglowego. Dla ludzi przebywanie w takich strefach to śmiertelne ryzyko. – Takie chodniki gdzie się bije, czy wybiera często rękami na wysokość 60 cm, aby także idzie pełzać w tym chodniku. Oczywiście jest to ogromne zagrożenie, ale chłopaki gdzie czują po prostu, że mogą kogoś znaleźć, to się ryzykuje – mówi Zenon Jerzyk, Centralna Stacja Ratownictwa Górniczego w Bytomiu.

Teraz to ryzyko ma być znacznie mniejsze. Bo nim w strefie zagrożenia zaczną pracować ratownicy, najpierw wejdzie tam robot. – Dokonać pomiarów stężeń niebezpiecznych gazów, transmitować te wyniki do stacji operatora i wówczas operator może podjąć dalsze decyzje co dalej. Czy można tam wchodzić z ludźmi czy należy podjąć jakąś inną akcję – wyjaśnia Leszek Kasprzyczak, Instytut Technik Innowacyjnych EMAG. Dzięki zamontowanym urządzeniom elektronicznym, może zmierzyć stężenie metanu, tlenku i dwutlenku węgla. Pracuje w temperaturze nawet 60 stopni Celsjusza. Taki pomocnik niewątpliwie przydałby się każdej stacji ratowniczej. – Jest sporo nowości, które są wprowadzane sukcesywnie do ratownictwa. Jest to głównie sprzęt zawałowy, jest to sprzęt taki, który używa i straż pożarna i ratownictwo górnicze – podkreśla Adam Doliński, ratownik górniczy.

Ale jest już trochę wysłużony. Dlatego w kopalniach oczekiwanie na takie urządzenia jest coraz większe. Próbę generalną miał w kopalni Bobrek-Centrum na poziomie 726 metrów. – Mieliśmy tam taki mały wypadek, że wpadł nam w zbyt głęboką drogę i musieliśmy go wycofać, ale to była przeszkoda, na którą nie był projektowany. On wjechał w wodę ponad dwadzieścia centymetrów i jeszcze ugrzązł – relacjonuje Damian Nowak. Po poprawkach, nic go pod ziemią nie zaskoczy. – Jest to mądre posunięcie, tylko tu chodzi czy holding i kopalnie będzie stać na wyposażenie? – uważa Janusz Mantiuk, mechanik sprzętu ratowniczego.

Na to liczy Wyższy Urząd Górniczy. Tym bardziej, że miejsc pod ziemią zagrożonych wybuchem metanu wciąż przybywa. – Udostępniamy coraz niższe poziomy, w coraz bardziej zagrożonych rejonach i w związku z tym zagrożenie metanowe rośnie i będzie miało tendencje wzrostową – informuje Andrzej Respondek, Wyższy Urząd Górniczy.

Ciąg dalszy artykułu poniżej

Za takiego pomocnika trzeba będzie zapłacić około 600 tysięcy złotych. Niewiele, biorąc pod uwagę jak wiele można dzięki niemu zyskać.

Pokaż więcej

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button