RegionWiadomość dnia

Sosnowieccy radni poszukują asystentów społecznych

To może być sposób jak mieszkańcom utorować dostęp do władzy samorządowej. Albo też jak ich zaprzęgnąć do dodatkowej roboty. Zarobki nieważne. Nieważny również wiek, wykształcenie czy pochodzenie. Wystarczy, żeby mieszkańcy po prostu poczuli ducha samorządności. Chęć przejęcia inicjatywy, pracy u podstaw można by powiedzieć. By działać. W roli społecznych asystentów miejskich radnych. Pytanie po co? – Wszyscy radni Platformy Obywatelskiej mają dyżury, mogą bezpośrednio spotykać się z mieszkańcami. Nasze telefony są dostępne na stronach internetowych. Czyli po co taki asystent? – Tak jak mówię, trudno mi do końca to wytłumaczyć – odpowiada Arkadiusz Chęciński, radny PO.

Wytłumaczyć trudno, bo na razie w ręce radnych trafiła tylko ogólna informacja, ale zdaje się pomysł chwycił. Do miasta przyniósł go radny PiS Tomasz Mędrzak, który wizję asystenta społecznego ma jasno sprecyzowaną. – Oni w dużej mierze byliby takim pasem transmisyjnym. Poprawia komunikację radnego ze swoimi wyborcami, z mieszkańcami. Ku chwale ojczyzny, tej małej w jednej z sosnowieckich dzielnic do działania na razie zgłosił się jeden kandydat. Postanowiliśmy – mimo kiepskiej pogody – sami do pomocy znaleźć kogoś jeszcze i zapytaliśmy: Zgodziłby się pan być asystentem społecznym jednego z radnych w Sosnowcu? – Nie. Dziękuję bardzo. – Dziękuję. – Nie, dziękujemy. Dziękujemy bardzo. – Musiałabym to uzgodnić z rodziną.

Bo przecież być pasem transmisyjnym to wyzwanie, które mimo wszystko może przerażać. A do działania u podstaw nie wszyscy przecież się nadają – tym bardziej u boku miejskich radnych i rzecz jasna za darmo. Ale jest jeszcze jeden problem. W radzie zasiada 28 radnych, każdy może mieć do trzech asystentów. To razem daje 84. A gdyby tak doszli jeszcze ci społeczni. – Sala sesyjna już jest wypełniona, a jakby nam doszło 50-80 ludzi to trzeba będzie wynajmować salę na zewnątrz. Więc wiele kwestii nie tylko merytorycznych, ale również organizacyjnych, technicznych – stwierdza Tomasz Bańbuła, radny SLD.

Być może warto się też przyjrzeć tym etycznym. Miejscy radni na przykład na posiedzeniach komisji mają problemy z obecnością, więc pytanie czy faktycznie potrzebują dodatkowych rąk do pomocy skoro swoich nie wykorzystują w pełni. – Naprawdę nie jest to ogrom pracy. A do tego jeszcze asystenci, którzy mają naszych radnych odciążać z tych szlachetnych obowiązków, które wypełniają dla chwały swojej społeczności. Myślę, że to dość groteskowa i chybiona inicjatywa – uważa dr Tomasz Słupik, politolog UŚ. Na którą, jak dziś zauważyliśmy, mieszkańcy nie mają wielkiego parcia.

Ciąg dalszy artykułu poniżej
Pokaż więcej

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button