Jerzy Markowski: Za tonę węgla koksowego trzeba płacić po 240-250 dolarów
Na zalanie kopalń odkrywkowych w Australii rynek odpowiedział wyższymi cenami. Jak ocenia Pan obecną sytuację na światowym rynku węgla?
– Oprócz bardzo dobrej koniunktury na węgiel w ogóle, a zwłaszcza na węgiel koksowy potrzebny do produkcji stali, powstała sytuacja nadzwyczajna w wyniku powodzi w Australii, która sparaliżowała wydobycie oraz transport węgla z tamtejszych kopalń odkrywkowych.
O ile mniej węgla z australijskich kopalń może trafić na rynek?
– Można się spodziewać spadku podaży nawet o około 50 mln ton. To ogromna wielkość. To oznacza wielkie problemy dla hutnictwa w Azji, a zwłaszcza w Indiach i Japonii oraz na mniejszą skalę w Chinach. Chiny bowiem same wydobywają olbrzymią ilość węgla – ponad 2,5 mld ton na rok i miały zdeponowane we własnych portach prawie 40 mln ton węgla koksowego. A więc mają się czym ratować.
A Indie?
– Indie będą musiały dokupić brakujący węgiel z Rosji oraz Indonezji. Chętnie nabyłyby go w Polsce, ale my wydobywamy zbyt mało węgla nawet na własne potrzeby. A zatem nie możemy marzyć o tym, by skorzystać z obecnej sytuacji na rynku. A jest czego żałować, bo na naszych oczach mocno wzrosły ceny oraz zapotrzebowanie na węgiel.
Jak się te ceny obecnie kształtują?
– Za tonę węgla koksowego trzeba płacić po 240-250 dolarów. Natomiast ceny węgla energetycznego dochodzą do poziomu 140 dolarów za tonę.