Kair: Zwolennicy Mubaraka otworzyli ogień do uczestników antyprezydenckich protestów

Dookoła placu wzniesiono barykady, mające chronić demonstrantów przed kolejnym atakiem zwolenników Hosniego Mubaraka. Jego przeciwnicy twierdzą, że są zdeterminowani, aby doprowadzić do obalenia prezydenta. Niektórzy krzyczą, że Mubarak powinien zostać skazany na śmierć.
Wielu demonstrantów spędziło noc w namiotach rozstawionych na placu, mimo trwających starć. Według telewizji Al Dżazira, do Kairu jadą z innych regionów Egiptu autobusy z przeciwnikami i zwolennikami prezydenta. Ci ostatni grożą, że znowu zaatakują plac. Ugrupowanie opozycyjne Ruch na rzecz Zmian wezwało armię, aby chroniła bezbronnych demonstrantów.
W ciągu nocy na placu wciąż dochodziło do starć między przeciwnikami i zwolennikami prezydenta Mubaraka. W kilku miejscach placu widać było ogień, podpalono też jeden z okolicznych budynków. Wśród demonstrantów są kobiety z dziećmi.
Wiceprezydent Omar Sulejman zagroził, że dopóki protest nie zostanie zakończony, władze nie podejmą dialogu z opozycją. Wezwał ludzi pozostających na ulicach Kairu do powrotu do domów. Taki sam apel wystosowała armia.
We wczorajszych zamieszkach zginęły co najmniej 3 osoby, a rannych zostało – według różnych źródeł – od ponad 600 do półtora tysiąca. Uczestnicy zamieszek używali kamieni, pałek i koktajli Mołotowa, z których dwa wpadły na teren Muzeum Egipskiego. Telewizja al-Dżazira podała, że siły specjalne użyły wobec manifestantów armatek wodnych, jednak według brytyjskiej BBC żołnierze po prostu próbowali ugasić pożary wywołane przez tłum.
Armia przez cały dzień starała się rozdzielić walczące strony. Żołnierze strzelali też w powietrze, ale protestujący kontynuowali starcia. Później armia zaprzeczała w państwowej telewizji, że żołnierze użyli broni, jednak informacje te potwierdza specjalny wysłannik Polskiego Radia w Egipcie Michał Żakowski.
Zamieszki zaczęły się, gdy zwolennicy Mubaraka zaatakowali jego przeciwników, demonstrujących na placu Tahrir. Według przeciwników prezydenta, wśród napastników byli policjanci w cywilu, agenci służb specjalnych i kryminaliści, uzbrojeni w noże, sztylety i kije. Przeciwnicy prezydenta twierdzą, że przy zatrzymanych znaleźli legitymacje policyjne, odebrane napastnikom.
Uznawany przez część protestujących w Egipcie za przywódcę opozycji Mohamed ElBaradei wezwał armię do interwencji i obrony społeczeństwa. Wcześniej ElBaradei oskarżył stronę rządową o inspirowanie starć i posługiwanie się taktyką zastraszania. Ponownie zaapelował do prezydenta Mubaraka o zrzeczenie się urzędu.
Władze Stanów Zjednoczonych wezwały wszystkich Amerykanów, którzy wciąż przebywają w Egipcie, do opuszczenia tego kraju. Departament stanu zalecił amerykańskim obywatelom natychmiastowe udanie się na lotnisko, dodając, że “odradza wszelką zwłokę”.
Stany Zjednoczone zwiększają presję na prezydenta Egiptu Hosniego Mubaraka – po tym, jak odmówił natychmiastowego odejścia z urzędu, a jego zwolennicy wywołali krwawe starcia na ulicach Kairu. Amerykańska sekretarz stanu Hillary Clinton rozmawiała telefonicznie z nowo powołanym wiceprezydentem Egiptu Omarem Suleimanem, domagając się od niego wszczęcia śledztwa w sprawie zajść na placu Tahrir. Zaapelowała o zatrzymanie osób odpowiedzialnych za akty przemocy. Wyraźnie dała też do zrozumienia wiceprezydentowi Suleimanowi, że polityczna zmiana w Egipcie powinna zacząć dokonywać się natychmiast.
Zdaniem amerykańskiej administracji, przedstawiciele egipskiego rządu powinni rozpocząć ogólnonarodowy dialog z udziałem przywódców opozycji, członków społeczeństwa obywatelskiego i reprezentantów armii, a dialog ten powinien doprowadzić do rozpisania w pełni demokratycznych wyborów. “Im dłużej trwa polityczny impas, tym bardziej zwiększa się niebezpieczeństwo eskalacji przemocy” – powiedział rzecznik amerykańskiego departamentu stanu Philip Crowley.
Wcześniej ataki na demonstrantów w Kairze potępił Biały Dom. Rzecznik prezydenta Baracka Obamy powtórzył apel o zachowanie spokoju w Egipcie. Rzecznik Białego Domu Robert Gibbs nie krył frustracji z powodu zamieszek, do których doszło po wkroczeniu do Kairu zwolenników prezydenta Hosniego Mubaraka. “Stany Zjednoczone potępiają przemoc, jaka ma miejsce w Egipcie. Jesteśmy głęboko zaniepokojeni atakami na przedstawicieli mediów i pokojowych demonstrantów” – oświadczył Gibbs.
Były amerykański podsekretarz stanu James Rubin jest przekonany, że odpowiedzialność za zamieszki w Kairze spada na rząd Hosniego Mubaraka. “Nie mam pojęcia, czy Mubarak osobiście organizuje ataki, ale wiem, że wielu przedstawicieli rządu i jego partii chce utrzymania status quo. Nie chcą, aby został on zmuszony do opuszczenia kraju” – powiedział James Rubin w wywiadzie dla CNN.