Obowiązkowe kaski dla narciarzy dopiero za rok?

Kask to na pewno nie lek na całe zło, ale dzięki niemu często można uniknąć tragedii. Tym bardziej, że polskie stoki do najbezpieczniejszych nie należą. 17-letni tyszanin, który wczoraj zginął na stoku w Ustroniu, kasku nie miał, bo wcale nie musiał. Żadna ustawa bowiem nie nakazuje jego posiadania. Ale ci, którzy za bezpieczeństwo odpowiadają tłumaczą, że kask w tym przypadku na niewiele by się zdał. – Chłopak znajdował się jakieś 10 metrów od trasy narciarskiej, a to świadczy o tym, że jechał z dużą prędkością. Nawet gdyby miał kask zderzenie z drzewem przy tej szybkości i tak mogłoby mieć podobny skutek – uważa Tomasz Jano z Grupy Beskidzkiej GOPR.
Jednak wiele groźnych wypadków na stoku mogłoby kończyć się mniej groźnymi konsekwencjami. Wszystko za sprawą kasków, które jeszcze w zeszłym sezonie dla niektórych były obowiązkowe. – Sejm jednogłośnie uchwalił obowiązek jazdy w kasku do lat 15 i funkcjonowało to tamtej zimy z powodzeniem. Natomiast w tej całej euforii, że to się udało uchwalić i to w dodatku ponad politycznymi podziałami, zapomniano o tym, że w ustawie o sporcie tego nie wpisano – mówi Piotr van der Coghen, poseł na Sejm RP. A ustawa o sporcie we wrześniu zastąpiła tę o kulturze fizycznej, więc przepisu nie ma.
Szpitalne statystyki mówią same za siebie. – W tym roku konsultowałem w izbie przyjęć co najmniej kilka osób, które doznały urazu głowy jeżdżąc na nartach. I większość z nich jeździła, niestety, bez kasku – przyznaje Bartosz Tochowicz ze Szpitala Śląskiego w Cieszynie. Ale do przyszłego sezonu problem ma być już rozwiązany. Gdy pojawi się ustawa o bezpieczeństwie w górach i na stokach narciarskich, w kasku będą musieli jeździć wszyscy do 18 roku życia. Będą musieli dbać o to: rodzice, właściciele wyciągów i instruktorzy. – Nie znam żadnej szkółki ani instruktora, a uczę już jeździć na nartach kilkanaście lat, która by podjęła ryzyko, że ktoś wychodzi pierwszy raz na narty i nie podejmuje kasku do stroju głównego – zapewnia Marek Kustra, instruktor.
Zdaniem Bartosza Tochowicza kask na głowie dziecka to niepisane prawo, którego każdy instruktor przestrzega. Ale by wszyscy zaczęli jeździć w kaskach nie wystarczy nawet przestroga w postaci śmiertelnego wypadku na stoku.