Polscy himalaiści jednak nie zdobyli Broad Peak

To już koniec marzeń polskich himalaistów. Czas się pakować i wracać do kraju. Broad Peak, dwunasty najwyższy szczyt świata nadal pozostaje niezdobyty zimą. Byli zdeterminowani i pełni zapału. W grudniu dziewięciu śmiałków poleciało do Pakistanu, żeby na trwałe zapisać się w historii. – Pierwszy atak odbędzie się gdzieś tak między 5 a 10 marca i mamy nadzieję, że będzie to ostatni, i zdobędziemy Broad Peak zimą, dokładając się tym samym do polskich himalajskich sukcesów, których już wiele było na tym ośmiotysięczniku – mówił wówczas Artur Hajzer, kierownik wyprawy.
Tyle że te największe sukcesy miały miejsce latem. A wtedy wspinanie jest trochę inne. Łatwiej też zregenerować organizm. – Po zejściu ze ściany można się rozebrać, umyć, poczytać książkę czy poleżeć na karimacie. Zimą tak się nie da, kiedy schodzi się do bazy to i tam wieje wiatr, i jest bardzo zimno – przyznaje Krzysztof Wielicki, himalaista.
Jak bardzo, Polacy mogli przekonać się w lutym. Wiatr wiejący z prędkością ponad 130 kilometrów na godzinę, a na termometrze 60 stopni poniżej zera. Wtedy pojawiły się też pierwsze problemy. Zachorował jeden z uczestników wyprawy. Z objawami zatorowości płucnej Arkadiusz Grządziel musiał wrócić do kraju. Razem z nim wrócił Robert Kaźmierski. – Kiedy jest taki mróz, wszystkie naczynia włosowate są zaciśnięte. To jest choroba śmiertelna. Trzy lata temu kolega nam zmarł z tego powodu i to półtora dnia po objawach, jakie miał też Arek. Tak że był tutaj wyścig z czasem – tłumaczy.
Z czasem ścigali się też pozostali uczestnicy wyprawy. – Wyprawa zimowa Polskiego Związku Alpinizmu na Broad Peak jest zupełnie odcięta przez sztorm w bazie. Trwa to już parę dni i będzie trwało jeszcze wiele. Mamy nadzieje, że to się zmieni – stwierdza Artur Hajzer.
Pierwszy raz zaatakowali we wtorek – 9 marca. Niestety, nie udało się. Mróz, wiatr i zniszczone przez huragan namioty znacznie osłabiły ich siły. Próbowali jeszcze dwa razy – bezskutecznie. Znów pokonała ich pogoda. Artur Hajzer, kierownik wyprawy w końcu zdecydował o zejściu. Mimo to himalaiści broni nie składają. Zamierzają na przełomie każdego roku stanąć na wierzchołku jednego ośmiotysięcznika. Na pewno nie będą pierwsi na Gasherbrum II, bo ten szczyt w lutym został już zdobyty. W kolejce czeka za to K2.