Street Art Festival zakończony

Przez ponad tydzień Katowice upiększali uliczni artyści. Uznani graficiarze i pionierzy ruchu street na świecie. – Robię to od końca lat 70-tych. Myślę, że to bardzo ważna forma sztuki, ale także zmiana spojrzenia na sztukę. Wynosimy ją z muzeów i galerii na ulicę, by mogły ją podziwiać osoby, które do takich miejsc nie zaglądają – wyjaśnia Dan Witz, pionier street artu, USA.
Dziś powstaną ostatnie graffiti. Będzie to ostatni akcent Street Art Festivalu 2011. – Jest to bardzo fajna rzecz dla nas, żeby spotkać się, pomalować. Jest to także rzecz dla ludzi, żeby pokazać siebie każdemu zwykłemu człowiekowi – mówi Marcin Malicki, graficiarz. Żeby pokazać te obrazy potrzeba talentu i dużej praktyki, przekonuje Guido Bisagni- włoski przedstawiciel street artu znany jako 108. – To był naturalny proces. Zacząłem malować jak każdy graficiarz, gdy byłem mały. To było w latach 90-tych. Potem zacząłem pracować nad stylem, rozwijać go, bo znudziło mi się malowanie typowego graffiti – mówi.
Graffiti i inne formy sztuki ulicznej rzadko powstają w zgodzie z prawem, stąd część artystów, takich jak Aryz woli ujawniać swoje prace, a nie twarz. – To jest tak, że nie zawsze chcesz coś przekazać. To zabawa kolorami i poszukiwanie nowych form i kształtów – stwierdza.
Ale Street Art Festival to nie tylko odmiana katowickich elewacji. To także instalacje i koncerty. – Mam nadzieję, że ta inicjatywa dopiero jest pierwszą z X następnych i, że przynajmniej raz w roku festiwal dla fajnych artystów, twórców będzie się odbywał w sercu Śląska – stwierdza Rahim, raper. I tak jak za pierwszym razem składał się z warsztatów graffiti, rapu i beatboxu. – To jest bardzo ważne, żeby kiedyś zrobić to na scenie i ktoś z publiczności powie: Kurczę, to leci z kasety. Właśnie na takiej zasadzie: Gdzie jest ten perkusista, który to robi? – mówi MiniX, raper, beatboxer.
Street Art Festival miał jeszcze jeden istotny wymiar. Studenci i absolwenci Akademii Sztuk Pięknych przyozdobili spacerniaki w zabrzańskim areszcie śledczym. A w Domu Aniołów Stróżów uczyli dzieci sposobów na kreatywne odreagowanie. – Przede wszystkim dzieci muszą mieć alternatywę – stwierdza Mona Tusz, absolwentka ASP w Katowicach. Przez tydzień do Katowic zjeżdżali ludzie z całej Polski, by Miasto Ogrodów chociaż w ten sposób nabrało trochę więcej kolorów.