Kraj

Marsz Żywych w Auschwitz

Branko Lustig, wtedy dla nazistów numer A3317. Teraz znany producent filmowy. Gdy odbierał Oskara za Listę Schindlera przypomniał, że to również na jego oczach mordowano tysiące osób. – Mogę im powiedzieć – tak, to się działo właśnie tu. Te krematoria były wtedy zbudowane. I to co niektórzy dziś mówią, że krematoria nigdy nie istniały – to wszystko kłamstwo.

“Jesteś świadkiem mojego morderstwa. Powiedz światu jak umarłem. Pamiętaj.” Tych słów, którzy tu umarli nigdy nie zapomniał. Kilkadziesiąt lat później wrócił by nakręcić serial Wojna i Pamięć. W tym roku w Marszu Żywych uczestniczyło siedem tysięcy osób. Wśród nich Krzysztof Kisielewski, były więzień obozu pracy w Siemianowicach. – Opowiadam tak jak tutaj młodzieży o tym, jak to było w czasie wojny, ale tam pod ścianą straceń zapalam dwa znicze.

Znicze za ojca i jego siostrę, którzy zginęli w tym obozie. Takie historie pozwalają młodym uczestnikom spojrzeć na to, co się tu działo pod zupełnie innym kątem. – Miałem okazję, żeby przyjechać tu ze szkoły. W gimnazjum nie było wyjazdów a ja bardzo chciałem zobaczyć jak to tu wygląda. I dzięki szkole udało mi się tu przyjechać – tłumaczy Bartosz Muchowski, uczeń. I czcić pamięć tych, którzy zginęli właśnie w taki sposób. Marsz żywych organizowany jest od 1988 roku przez izraelskie ministerstwo oświaty. Początkowo tylko dla żydowskiej młodzieży, z biegiem czasu uczestniczy w nim co raz więcej Polaków. – Czy Ty lub ja mamy władzę, żeby powstrzymać wszystkich szaleńców na tym świecie? Nie. Ale możemy się zjednoczyć i być słyszani. I gdy wszyscy inni zrobią to samo świat może być inny – podkreśla David Machlis, wiceprzewodniczący Marszu Żywych.

Izraelczycy zanim tu przyjeżdżają przez kilka miesięcy uczą się historii holocaustu, rozmawiają z byłymi więźniami. – Bardzo przeżyłam moment gdy zobaczyłam cele i gdy chodząc od baraku słyszałam historie ludzi, którzy przeżyli. Niektórzy płakali, nie potrafili powstrzymać swoich emocji – opowiada Liana Kadisha. Ale przede wszystkim mieć wiele odwagi, by odwiedzać to miejsce. – Dziś to trzeci raz w moim życiu i mam nadzieję, że już nigdy tu nie wrócę – podsumował Branko Lustig.

Ciąg dalszy artykułu poniżej

Pomimo że świadków tego co tu się wydarzyło jest coraz mniej, wielu z nich będzie tu wracać co roku do końca swoich dni.

Pokaż więcej

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button