RegionWiadomość dnia

Policjanci znieważyli chorego na zespół Tourette’a?

Skok ze spadochronem to do tej pory dla Mirka Żochowskiego była najbardziej ekstremalna sytuacja w życiu. Tak było do środy 18 maja, gdy pod jego dom podjechał radiowóz. Gdy wyszli z niego policjanci usłyszał, że jest zatrzymany. Nie tłumaczyli za co. – Wtedy ja im mówię: panowie, zgadzam się, ale tu sto metrów dalej mieszkam, skujcie mnie do tyłu, nawet powiedziałem do tyłu, zaprowadzę psa, wezmę dowód i powiadomię ojca – wspomina. W odpowiedzi usłyszał, że to nie jest Ameryka. A z ust jednego z policjantów padło za to pytanie, czemu tak się trzęsie. – Ja mówię raz, że trochę się boję, a dwa, że mam zespół Tourette’a, taką chorobę, na to jeden z policjant mówi, że ja mam zespół “badmintona”. Wtedy ja mu powiedziałem, że trochę przegina. A ten drugi stwierdził, że wie co to jest za zespół, co trochę mnie uspokoiło – opowiada Żochowski.

Mimo to siłą został zawieziony na komendę policji w Gliwicach. Tam dowiedział się, że jest podejrzany o włamanie do jednej z gliwickiej kawiarni, kradzież pary butów oraz alkoholu. Zdjęcia z miejskiego monitoringu wskazywały osobę bardzo podobną do Mirka. Jak przekonuje podkom. Marek Słomski, rzecznik gliwickiej policji zatrzymanie było słuszne. – Policjanci po prostu muszą interweniować. Ciężko sobie wyobrazić sytuację, że policjanci nie zareagują na tego typu oświadczenie czy wskazanie – przekonuje.

Tym, co się stało zbulwersowani są znajomi Mirka z Centrum Inicjatyw Społecznych. Wystosowali już specjalne pismo do mediów. A jak będzie trzeba powiadomią też organy prawa. By pochylili się nad tą sprawą. Nie mają pretensji o to, że Mirek został zatrzymany, ale o to w jaki sposób się to odbyło. – Mirek próbował tłumaczyć, że jest chory i jego zachowanie i objawy, które się nasilają w sytuacjach stresowych, a oni go w ogóle nie słuchali – mówi Joanna Sarre z Centrum Inicjatyw Społecznych w Gliwicach.

W policyjnym areszcie Żochowski spędził 26 godzin. Raz wzywana była do niego karetka, gdy zaczął się dusić. – 26 godzin “na dołku” spodziewam się, a wręcz jestem pewien, że spotęguje jego chorobę maksymalnie i wyciszenie jej będzie trwało dosyć długi okres – uważa Marcin Kondraciuk, przyjaciel Mirka. Po ponad dobie został wypuszczony z aresztu przez policjanta, który go znał. Choć jak dodaje policja – sprawa wciąż jest w toku.

Ciąg dalszy artykułu poniżej

Mirek jest postacią dobrze znaną i rozpoznawalną nie tylko w Gliwicach. Wielokrotnie pojawiał się mediach ogólnopolskich. Pokazywał w nich jak można cieszyć się życiem mimo tak ciężkiej choroby. Skakał na spadochronie, był na Grenlandii, a nawet wchodził na Mount Everest. – Zamiast się dać przytępić i wykończyć lekami, bo tak się niestety tę chorobę leczy, on zaczął nad sobą pracować, biegał, ćwiczył i brał udział w tych wyprawach – podkreśla Anna Dymna.

Teraz chce walczyć o swoje prawa. – Nie pozwolili mi zadzwonić, zachowywali się w stosunku do mnie ordynarnie, mówili że mam zespół “badmintona” i teraz piłeczka poleci w ich stronę – stwierdza Żochowski. Sprawę policjantów, którzy dokonali zatrzymania zbada teraz policja. – Nie powinni w żaden sposób uwłaczać godności ludzi i ta kwestia rzeczywiście będzie wyjaśniona tutaj w komendzie – zapewnia podkom. Słomski.

Mirek teraz powoli dochodzi do siebie. Choć jak mówi, minie sporo czasu, by znów było tak, że to on częściej pokonuje chorobę, a nie ona jego.

Pokaż więcej

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button