ZOO brakuje 35 milionów złotych. Sytuacja jest zła

Uniwersytet Śląski ma swojego osiołka, a miasto Katowice trzy lwy. Adopcje zwierząt z chorzowskiego ZOO traktują jako dobrą reklamę i promocję. – Osioł to trochę uparte zwierzę i ma się kojarzyć z upartym dążeniem do nowych odkryć naukowych, do zdobywania wiedzy i poszerzania naszych horyzontów – mówi Jacek Szymik-Kozaczko. – Lew kojarzy się bardzo dobrze. Kojarzy się z siłą, jest królem dżungli, chcielibyśmy żeby ta alegoria wobec miasta Katowic była czytelna – mówi Jakub Jarząbek z Urzędu Miejskiego w Katowicach.
Na utrzymanie tych drapieżców Katowice wykładają miesięcznie 1800 złotych. Pieniądze te wystarczą na karmę dla lwów i remont ich wybiegu. Na swojego opiekuna czeka jeszcze mnóstwo zwierząt. Chorzowskie ZOO ma ich ponad dwa tysiące sześćset. – Niecałe 10 procent tej ilości znalazło już swoich opiekunów czy to instytucjonalnych w postaci powiatów, miast i instytucji czy też osób fizycznych – dodaje Jolanta Kopiec, dyrektor Śląskiego ZOO.
Zwierzaki pomaga utrzymywać w sumie kilkudziesięciu darczyńców. Nowoczesnej zagrody i sponsorów doczekały się właśnie wydry z chorzowskiego ZOO. Marta i Maciek mają teraz komfortowe warunki. Jedną z nich pod opiekę wziął radny sejmiku. – Ta bardziej dzika, ale ładniejsza podobno, choć mniejsza – śmieje się Michał Wójcik.
Nie tak dawno zaapelował do lokalnych polityków, by właśnie w ten sposób, adoptując jedno ze zwierząt, wspomogli cierpiący na chroniczny brak pieniędzy ogród zoologiczny. Efekty już są. Wicemarszałek województwa zaopiekowała się surykatką, a Chorzów oprócz 50 tysięcy wydanych na nowy wybieg dla wydr, dofinansował remont zabytkowej bramy ZOO i odnowione już akwarium. – Te budynki, te obiekty, które tutaj się znajdują są zbyt małe, zbyt ciasne, wymagające generalnej przebudowy. Duże środki są bardzo potrzebne – przyznaje Andrzej Kotala, prezydent Chorzowa.
Na budowę nowych, spełniających wymogi unijne, pawilonów dla zwierząt oraz niezbędne dla podniesienia atrakcyjności śląskiego ZOO inwestycje, m.in. fokarium, w najbliższych pięciu latach potrzeba bagatela… 35 milionów złotych. Na razie ogród dostał od samorządu dodatkowe 600 tysięcy. – Dla ogrodu zoologicznego nie jest to kwota porażająca, ale jedyna możliwa w tej chwili – przyznaje Aleksandra Gajewska-Przydryga.
Finansowe wsparcie na tak niskim poziomie dla chorzowskiego ZOO oznacza równanie w dół. – Chciałbym żeby Chorzów i chorzowskie ZOO znalazły się wśród największych w Polsce. Dzisiaj jest na szóstym miejscu i goni nas Płock. To jest problem – przyznaje Michał Wójcik.
Kiedyś to miejsce rocznie odwiedzało blisko 800 tysięcy osób, teraz dwukrotnie mniej. ZOO musiało pozbyć się swojego symbolu – żyraf. Dyrekcji ogrodu nie było stać na nowy, spełniający europejskie standardy, pawilon dla tych zwierząt. – Po prostu musieliśmy z tego gatunku zrezygnować. Żeby te żyrafy powróciły potrzebuję 4,5 miliona złotych, żeby te inwestycje rozpocząć – mówi ze smutkiem Jolanta Kopiec, dyrektor ZOO.
Rozpocząć warto obywatelski ruch na rzecz adopcji zwierząt z chorzowskiego ZOO. Bez tego ogród może nie przetrwać najbliższych lat. Przykładowo miesięczne utrzymanie pawiana kosztuje 100 złotych. Tyle samo radny Wójcik wydaje na swoją wydrę.
Adopcja zwierząt jest dla ZOO sprawą najwyższej teraz wagi. Może zapewnić spokojną finansowo przyszłość. Potencjalnym darczyńcom natomiast troska o swojego zwierzaka daje gwarantowaną satysfakcje i mnóstwo radości.