Frekwencja przy urnie

Na pierwszy rzut oka z frekwencją nie jest najgorzej. Przynajmniej w lokalu wyborczym w Katowicach – Koszutce. Warto głosować, żeby nam żyło się lepiej. Żeby nie było rozrabiaków, żeby nie było kłótni, żeby coś się w tym kraju ułożyło, a nie dążyło do wojny, bo my jej nie chcemy – twierdzi Barbara Miśkiewicz, mieszkanka Katowic.
Jednak taka mobilizacja, szczególnie z samego rana, należała do rzadkości. O godzinie dziewiątej w całym kraju frekwencja wynosiła niecałe trzy procent. Prawdopodobnie zadbali o nią głównie ludzie starsi.
Barbara Sowińska z komisji wyborczej w III LO w Katowicach – Ja nie jestem tu pierwszy raz, więc młodsi wolą jakoś się chyba wyspać w niedzielę. Rzeczywiście, im później, tym frekwencja była coraz wyższa. O godzinie 14 przekroczyła 23 procent. Na Śląsku było nieco gorzej (22,65 %). Choć i tu nie brakuje naprawdę przykładnych obywateli.
Ja ojczyznę nasza kocham. Jak jest tak jest, ale to jest moja ojczyzna. Wie pan, to jest moja ojczyzna, walczyłem o nią, jako młody żołnierz – deklaruje Mateusz Górniak, mieszkaniec Katowic
Sylwia Muszyńska uważa, że wybory to jedyny sposób, by móc wyrazić swoje zdanie dotyczące polityków: Oddając głos możemy dać żółtą kartkę, czerwoną politykom. Możemy ich poprzeć, lub tez nie. Więc moim zdaniem to jest jedyna możliwość żeby wyrazić swoje zdanie, więc to robię.
Dopiero późnym wieczorem będzie wiadomo czy w tym roku udało się poprawić frekwencyjny wynik sprzed 4 lat. Wtedy zagłosowało blisko 55% uprawnionych mieszkańców województwa śląskiego. Największa frekwencja była w Bielsku – Białej, a najniższa w Krzanowicach koło Raciborza. Ci, którzy nie zagłosują, głosu później nie powinni zabierać – przekonuje socjolog polityki Marcin Gacek: Osoba, która nie chodzi na wybory, nie powinna krytykować. Ale nawet osoba, która nie chodzi, na wybory ma prawo oczekiwać, od państwa zapewnienia bezpieczeństwa, i sprawiedliwości.