Wywalczyli miejsce do jazdy. Nie każdy jednak ma wstęp

Choć droga do sukcesu nie była tak gładka, w końcu się udało. W Katowicach powstała jedna z nielicznych w Polsce skateplaza. Naturalne przeszkody murki, schody i poręcze, doskonale wkomponowane w przestrzeń sprawiają, że na pierwszy rzut oka miejsce to niczym nie przypomina tradycyjnego skate parku. Wszystko to w miejscu dla katowickich skatów absolutnie kultowym. – Jeździmy tutaj od kilkunastu lat, ja od prawie dziesięciu. Jest bardzo dobrze rozbudowane, bardzo dużo możliwości nie trzeba się nigdzie błąkać po mieście – mówi Przemysław Rzymowski. Błąkać i walczyć z barkiem zrozumienia i przepisami. – Ludzie nas nie rozumieją do końca, o co chodzi, bo jeździmy na poręczach, skaczemy z różnych dziwnych miejsc i to się nie zawsze spotyka ze zrozumieniem – przyznaje Adam Olejniczak.
Pierwsi skejci pod Pomnikiem Trudu Górniczego pojawili się już pod koniec lat 80-tych. O to, aby móc tu bez przeszkód oddawać się swojej pasji, miłośnicy deskorolki walczyli od kilkunastu. – Na dzień dzisiejszy wygląda to trochę inaczej, bo prezydent miasta przystał na to, żeby rozbudować to miejsce, zachowując oczywiście elementy i strukturę pomnika tak, żeby nadal oddawało to cześć górnikom oczywiści – mówi Krzysztof Kotarba. Takie połączenie kosztowało miasto 2 miliony 400 tysięcy złotych. – Odbyły się właściwie trzy przetargi i dopiero trzeci przyniósł skutek. Cieszymy się, że wreszcie doszło do tego, no i dzisiaj jest koniec, albo początek nowej ery – tłumaczy Magdalena Biela z Zakładu Zieleni Miejskiej w Katowicach.
To co dla jednych jest początkiem nowych możliwości, dla innych dalej pozostaje w sferze marzeń. – Ta miejscówka od zawsze była terytorium deskorolki, zawsze oni o nią walczyli. Zgadzamy się z tym, wywalczyli swoją skateplaze, hołd dla nich. Ale przypisują sobie to, że jest to ich i nikt inny nie ma tutaj prawa wstępu po prostu – mówi Mateusz Norek, który jeździ na BMX-ie. Argumenty teoretycznie również są proste, przynajmniej zdaniem wykonawcy. Skateplaza została zbudowana pod kątem deskorolki i tylko na deskorolce można po niej jeździć. W przeciwnym razie urządzenia, które tam są, stracą gwarancję. – Te wysokości są dostosowane do deskarzy typowo, to określają normy kiedyś niemieckie, teraz polskie. Tak na dobrą sprawę nie możemy dowolnie stosować przepisów, naginać do potrzeb nawet najbardziej chętnych grup – mówi Monika Fogel-Głyda z firmy MPG. – Sytuacja strasznie przypomina mi tę w Stanach Zjednoczonych. Cały czas są walki, nierzadko leje się krew. W ogóle jest moim zdaniem kompletnie bezsensowne, dlaczego stwarzać jakieś bariery między ludźmi – zastanawia się Bartłomiej Zięcina.
By takich barier nie tworzyć, urzędnicy zapewniają, że jeśli tylko miłośnicy dwóch kółek zachcą, władze stworzą miejsce przeznaczone tylko dla nich. Pytanie tylko, czy dla miejskiego budżetu nie będzie to sport zbyt ekstremalny.