Czekał na zwykłe przepraszam, a sprawę po cichu umorzono

Mirek Żochowski na dołek trafił w maju tego roku. Jako pierwsi informowaliśmy o tej sprawie. W policyjnym areszcie spędził wówczas 24 godziny bo był podejrzany o kradzież. – Często potrafię walczyć o sprawy innych, a w tej chwili walczę o siebie i chciałbym zakończyć sprawę, doprowadzić ją do finału sądowego, bez względu na to, ile to będzie trwało. Nie dlatego, że jestem mściwy, ale dlatego, że panie komendancie, jest takie słowo przepraszam – mówi. “Przepraszam” domaga się nie za to, że był podejrzany, tylko za to, jak został potraktowany podczas zatrzymania. – “A czego się trzęsiesz” – ja mówię raz, że się boje, a dwa, że mam zespół Tourette’a, taką chorobę. A ten jeden policjant mówi “ja mam zespół badmintona”. Ja mówię – wiesz co tu przeginasz trochę – mówi chory.
To, czy policjanci przegięli, sprawdzała sama policja i prokuratura. – Nie powinni w żaden sposób uwłaczać godności ludzi i ta kwestia oczywiście będzie wyjaśniona tutaj w komendzie. Tę sprawę nadzoruje prokurator i sprawa będzie po prostu wyjaśniona – mówił jeszcze w maju podkomisarz, Marek Słomski. Mirek Żochowski od tego czasu nie dostał żadnej informacji ani z policji ani z prokuratury. Sprawą zajęli się prawnicy Stowarzyszenia “Wokanda”. Zwrócili się do prokuratury o wgląd w akta. Z pisma wynika, że zakończona została sprawa włamania do gliwickiej kawiarni, w której podejrzanym był właśnie Żochowski. – Ta sprawa włamania była połączona ze sprawą poturbowania pana Żochowskiego i myśmy występowali o wgląd w akta właśnie w sprawie poturbowania pana Żochowskiego przez policjantów. Natomiast nie wiemy jak sprawa została zakończona, pismo prokuratury jest dosyć lakoniczne – mówi Marcin Marszołek ze Stowarzyszenia Pomocy Poszkodowanym “Wokanda”.
Nikt z gliwickiej policji nie znalazł czasu, by przed kamerą porozmawiać na ten temat. Rzecznik prasowy przyznał jednak, że sprawa została umorzona z powodu braku wykrycia sprawcy. Również prokuratura nie znalazła czasu by zająć stanowisko. – Na samym zeznaniu rzecznika prasowego i pisma, które odpisał mi komendant, jest tyle bałaganu. Fakty są takie, Mirosław Żochowski był na dołku przez 24 godziny, wpadł mi do gardła język, gdzie w ciągu czterech minut karetka przyjechała – wspomina Żochowski.
Dlatego na cichym “umorzeniu” nie zamierza tego zostawić. Ma wsparcie wśród przyjaciół. – Jeśli pozwolisz, żeby pluli Ci w twarz, to będą pluli przy najbliższej okazji. Oczywiście każdy człowiek powinien przez chwilę się postawić i pamiętać o tym, że jeśli pozwolimy, żeby tak nas traktowali, to będą traktowali nas przez całe życie – mówi Marcin Kondraciuk, reżyser filmowy, a prywatnie przyjaciel Mirka Żochowskiego. Zamierza też o Mirku zrobić kolejny dokument. – Taki bardzo agresywny, na temat właśnie postrzegania osoby z jego chorobą przez społeczeństwo. Wszędzie, gdzie będzie się poruszał, będzie miał ukrytą kamerę – dodaje. Wtedy będzie łatwiej o dowód, którego w tej sprawie zabrakło.