Problematyczna przebudowa przejazdu kolejowego na DK11 koło Lublińca

Samochody ciężarowe na tej drodze stykają się niemal lusterko w lusterko. Jest niebezpiecznie już od dwóch tygodni. Bo wtedy rozpoczął się uciążliwy dla mieszkańców Krupskiego Młyna remont przejazdu kolejowego. Dwa dni po rozpoczęciu prac w tym miejscu doszło do tragicznego wypadku, zginął człowiek. Sądząc po śladach doszło również do wielu kolizji. – Na tej jezdni nie ma pobocza, stan nawierzchni też pozostawia wiele do życzenia a wiadomo, że są to elementy, które mają duży wpływ na bezpieczeństwo kierujących – zaznacza asp. Iwona Ochman
KPP w Lublińcu. A tak od dwóch tygodni wygląda życie mieszkańców Krupskiego Młyna. Tak dużego ruchu nie było tu nigdy. Nawet do tej pory spokojna droga do szkoły zrobiła się przez to bardzo ryzykowna. Po rozpoczęciu remontu torowiska na drodze krajowej nr 11 cały ruch został pokierowany przez tą niewielką miejscowość koło Lublińca. – To jest masakra, normalnie masakra. Nic z tym nie robią, zamiast to puścić przez Koszęcin, to to jest najgorsza droga jaka może być. My z wioski nie będziemy mogli nawet do Lublińca dojechać – denerwuje się Herbert Bartyla, mieszkaniec Krupskiego Młyna.
Przed rozpoczęciem prac władze gminy prowadziły wśród mieszkańców akcję informacyjną. – Dzieci były informowane, rodzice byli informowani, ksiądz ostrzegał, ale to jest masakra. Podobno miało być dwa tygodnie, nie wiem jak długo to jeszcze potrwa. A strach w ogóle puścić dzieci do szkoły – stwierdza Maja Bartyla, mieszkanka Krupskiego Młyna.
– Jest to droga powiatowa, węższa od drogi krajowej więc to niebezpieczeństwo jest duże – dodaje Jan Murowski, wójt Krupskiego Młyna.
A to od kilku dni stało się jednym z głównych pytań do samorządowców na forum internetowym urzędu miasta. To tylko niektóre wpisy, które można tu znaleźć:
– Codziennie jakiś TIR ląduje w rowie. Korki jakie się tworzą są niewyobrażalne.
– Za tydzień może dwa drogi już prawdopodobnie nie będzie a jeśli do tego czasu spadnie śnieg to dla wielu kierowców będzie to ostatnia droga.
– Ile osób musi ucierpieć albo zginąć, aby w końcu ktoś się zainteresował?
Zaczynając remont, zleceniodawca robót PKP Polskie Linie Kolejowe deklarował termin zakończenia prac za dwa tygodnie. – To był realny termin pod warunkiem dobrego zorganizowania prac, teraz się okazuje, że są kłopoty. Już trzeci termin, o którym ja słyszę, mam nadzieje, że ten termin w okolicach trzeciego grudnia będzie tym terminem rzeczywiście zakończenia prac – podkreśla Edward Maniura, burmistrz Lublińca.
Mimo ściągnięcia dodatkowych ekip remontowych z Gdańska i jak deklaruje wykonawca robót – pracy 24 godziny na dobę, wszystko toczy się w żółwim wręcz tempie. – Sytuacja z jutrem, wstępnie na 12 przewidziane otwarcie toru nr 1, jeżeli to będzie realne i zrobione, to wtedy po dzisiejszych dyskusjach to ten termin poniedziałkowy jest możliwy. Teoretycznie możemy powiedzieć, że 5,6,7 najpóźniej powinna być droga otwarta – informuje Helmut Klabis, PLK w Częstochowie.
Wyliczać można oczywiście w nieskończoność, ale mieszkańcom Krupskiego Młyna i Lublińca powoli kończy się cierpliwość. – Co chwilę tutaj gdzieś w rowie lądują, bo tu jest nawet taki odcinek, gdzie chyba się jezdnia załamała, musiał porządnie wyładowany być – mówi Karol Patryniok, rowerzysta.
Niebezpiecznie będzie tu jeszcze długo, bo po zakończeniu remontu tego torowiska mieszkańców Krupskiego Młyna czeka jeszcze remont całego odcinka DK11.