Komornicy zajęli konta Wojewódzkiego Szpitala w Tychach

Coraz mniej pacjentów, coraz więcej komorników. Kasa wojewódzkiego szpitala w Tychach świeci pustkami. – Komornik zajął mi 5,5 miliona, czyli nie mam na żadną działalność szpitala ani na pensje pracowników w grudniu – informuje Andrzej Drybański, dyrektor Wojewódzkiego Szpitala w Tychach.
Zadłużenie tylko wobec pielęgniarek wynosi 17 milionów złotych, a cały dług aż 50 mln. Pielęgniarki latem usłyszały zapewnienia, że ich pensje nie zostaną obniżone. Tymczasem dyrektor zmienił zdanie. Szpital kosztem personelu chce oszczędzić ponad dwa miliony rocznie. Samorząd i dyrekcja apelują do pielęgniarek, by te wycofały sprawy. – To jest myślenie tylko o sobie. One są w tej chwili zadowolone, że dostaną te 29.000, które się im należy, ale jak szpital padnie, to co dalej? – pyta Andrzej Drybański.
Pielęgniarki strajkować nie będą. Szpital zatrudnia ponad 900 pracowników i należy do największych w województwie śląskim. Problemy zaczęły się w 2007 roku. Wówczas poprzedni dyrektor podwyższył pensję pielęgniarek o ponad 400 zł. Szpital umowy jednak nie zrealizował.
Pozwy o wypłacenie zaległych podwyżek skierowało do sądu łącznie 481 pielęgniarek. Ponad połowa z nich wygrała sprawy. – Orzeczenia oznaczają dla pielęgniarek tyle, że wyroki zapadły i każdej z nich należą się pieniądze w kwocie średnio 20-25 tysięcy plus odsetki – mówi Beata Moroń, OZZ Pielęgniarek i Położnych w Tychach.
Pensje obniżono lekarzom. Cięcia dotknęły 35. ze 133. zatrudnionych. – Płace pochłaniają około 88% przychodów szpitala, a takiej sytuacji nie wytrzyma nawet bank – stwierdza Jerzy Wiśniewski.
Władze województwa mają pomysł, jak uzdrowić tyski szpital, ale nie zdradzają jaki. – Ten szpital jest już w stanie stanąć na nogi. On klęczał w ubiegłym roku, teraz już stanął na nogi i mam nadzieje, że nabierze tempa w przyszłym roku – twierdzi Mariusz Kleszczewski, wicemarszałek woj. śląskiego. W sierpniu zamknięto tu oddział intensywnej opieki niemowlęcej i dziecięcej, bo nie udało się zatrudnić w nim drugiego anestezjologa. – Czuję żal, bo ja ten oddział rozkręcałam, musiałam go zamknąć po 29. latach. Mieliśmy bardzo duże dzieci – mówi Grażyna Szymocha-Drożdż, pielęgniarka oddziałowa.
Żal jest nie tylko pielęgniarkom, dlatego pomoc dla szpitala płynie z różnych źródeł. Kilka tygodni temu starostwo bieruńsko-lędzińskie przeznaczyło sprzęt ratujący życie Oddziałowi Intensywnej Terapii. – Od kilku lat regularnie wspieramy ten szpital niewielką kwotą, bo to można powiedzieć publicznie tylko 200 tys rocznie – informuje Bernard Bednorz, starosta bieruńsko-lędziński.
Takie problemy jak w Tychach mają szpitale w całym województwie. Do końca września śląskie placówki medyczne przez same tylko nad-wykonania zadłużyły się na kwotę 350 milionów złotych.