Cieszynka dla prezydenta

Jerzy Wałga – ostatni cieszyński rusznikarz. Od ponad czterdziestu lat własnoręcznie robi “cieszynki”. Na swoim koncie ma już ich ponad czterdzieści. Właśnie zakończył pracę nad kolejną. Zlecenie wyjątkowe, bo strzelbę zamówiła u niego Kancelaria Prezydenta RP. – Bardzo się zainteresował prezydent – jako, że jest myśliwym – tą strzelbą. Z tego co mi wiadomo, powiedziano mu, że jest jeszcze jeden człowiek, który to robi. Praca nad nią zajęła mu w sumie 2,5 miesiąca. W najbliższy wtorek pan Jerzy zabiera strzelbę do Warszawy, by osobiście wręczyć ją głowie państwa. Jak na “cieszynkę” przystało – każdy jej element wykonany własnoręcznie. – Jest to najbardziej prestiżowy egzemplarz i eksponat, który wykonuje. Z tego względu, że jest to na zamówienie kancelarii prezydenta, nieczęsto się to zdarza tego typu okazja – dodaje Jerzy Wałga.
Okazja do zaprezentowania swoich rzemieślniczych umiejętności była za to dziś na zamku w Cieszynie. – Wszystko jest własnoręcznie robione i zdobienie jest ręcznie robione – podkreśla Julia Masnicova, która robi pierniki miodowe. Jeszcze kilkanaście lat temu po obu stronach Olzy działało kilkudziesięciu rzemieślników. Dziś można policzyć ich na palcach jednej ręki. – Zanikło całkiem kolorstwo, czyli kołodziejstwo. Ostatni w zasadzie kolorz na Śląsku Cieszyńskim umarł dwa lata temu, tak samo nie ma już na naszym terenie bednorza – oznajmia Leszek Richter, Izba Regionalna z Jabłonkowa.
Często Ci, którzy się ostali nie mają komu tej wiedzy przekazać. – Niestety teraz już każdy idzie raczej w masówkę, niż w takie precyzyjne prace – mówi Kazimierz Wawrzyk, złotnik.
A te wymagają nie lada wyrzeczeń. Często są żmudne i nieopłacalne. Mimo to poświęcają się im bez reszty. Udało się to uchwycić w serii fotografii oraz filmów zatytułowanych “Tradycja z pasją. Rzemieślnicy Śląska Cieszyńskiego”. Są tu rusznikarze, kowale i pszczelarze. – Być może jesteśmy ostatnim pokoleniem, które jeszcze to ogląda, może jeszcze z nimi pogadać, a potem trafi to do muzeów i zaleje nas tandeta z Chin – uważa Piotr Chlipalski, autor zdjęć “Tradycja z pasją…”.
O to by tak się nie stało starają się pomysłodawcy i organizatorzy wystawy. – Było warto, może po urzędniku zostanie fura papierów, natomiast po nas parę rzeczy, które w mieście widać i które się ludziom podobają. I oby to wystarczyło, by opowieść o ostatnich jak dotąd spadkobiercach rzemieślniczej tradycji doczekała się kontynuacji.