Nie ma sponsora, nie będzie dopingu. Katowice bez strefy kibica

Siatkarze niezależnie gdzie się pojawią, mogą liczyć na wsparcie kibiców. Tych wciąż im przybywa. Zwłaszcza po ostatnich sukcesach. Podczas meczów Ligi Światowej w katowickim Spodku nie było wolnych miejsc. – Proszę mi wierzyć, jeżeli dwanaście czy trzynaście tysięcy ludzi ryknie, to na boisku nawet nie słychać własnych myśli – mówił Marcin Możdżonek, reprezentant Polski. O skupienie w Londynie też nie jest łatwo. Polacy dopingują tam siatkarzy równie głośno. Nie dziwi to wcale Zbigniewa Zarzyckiego, który dobrze pamięta jak smakuje siatkarskie złoto. – Siatkówka zawsze się cieszyła wielkim powodzeniem. Trochę się do tego przyłożyliśmy my, ale to było 36 lat temu i chciałbym, żeby z tego piedestału już spaść.
Nasi siatkarze za to chcą na niego się wdrapać. Apetyty kibiców, trenerów i działaczy też są coraz większe. – Chcielibyśmy, żeby to wyglądało tak jak w przypadku Euro, żeby były miasteczka, żeby kibicowanie przeniosło się z pubów, z domów do tego typu miasteczka i tego typu akcje – wyjaśnia Sebastian Michalak, trener siatkarski. Tak właśnie miało być. Polski Związek Piłki Siatkowej chciał stworzyć strefy kibica w miastach organizujących siatkarskie mistrzostwa świata w 2014 roku. Także w Katowicach. Miały być gotowe na ćwierćfinały. Miały, bo już wiadomo, że miasteczek siatkarskich nie będzie.
Na to, by taką strefę zrobić samemu miasto funduszy nie ma. – Na pewno koszty są liczone w dziesiątkach tysięcy złotych, jak nie w setkach. Na tę chwilę miasta nie było stać i z drugiej strony został nam krótki okres czasu, żeby to wszystko przygotować, nie bylibyśmy w stanie – tłumaczy Krzysztof Pieczyński, wydział sportu UM w Katowicach.
Być może zmobilizują się na finał. Jeśli zagrają w nim Biało-czerwoni.