Polscy paraolimpijczycy powalczą o medale w Londynie!

Do Londynu pojechali po sukces. W drodze na sportowy szczyt, jak mówią, mało co może ich zatrzymać. – Otwarcie mówię, że jadę tam po medal, jadę walczyć o zwycięstwo. Mój kolega Rafał Wilk, który ma doskonały sezon plany ma bardzo podobne, możemy zakładać wariant bardzo optymistyczny, dlaczego nie dwóch Polaków na podium? – pyta Arkadiusz Skrzypiński, paraolimpijczyk, handbiker.
Handbike to dyscyplina paraolimpijska, w której Polacy od lat są w czołówce, ale by w niej pozostać trzeba młodych niepełnosprawnych sportowców sobie wychować. W województwie śląskim już za rok ma powstać pierwsza w kraju i w całej Europie szkoła sportowa dla dzieci niepełnosprawnych. 9 lat treningów i edukacji ma wystarczyć, by wypuścić w świat nowych głodnych sukcesu paraolimpijczyków. – Ja nie lubię tego określenia, bo “para” to znaczy prawie olimpijczyk, to są tacy sami ludzie, którzy wkładają mnóstwo wysiłku, znacząco więcej niż sportowcy zdrowi – oznajmia Andrzej Wróblewski, Śląski Związek UKS.
Pomysłowi przyklasnął już marszałek województwa. – Nie tylko WF popularny, ale przede wszystkim uprawianie pewnych dyscyplin sportowych, które mam nadzieję, że w przyszłości przełożą się też i na medale olimpijskie na paraolimpiadzie – stwierdza Mariusz Kleszczewski, wicemarszałek województwa śląskiego. A o te coraz trudniej, o czym przekonał się na własnej skórze kulomiot z Cieszyna. Janusz Rokicki 8 lat temu w Atenach zdobył brązowy medal, w Pekinie miejsca na podium już dla niego zabrakło. – Świat się teraz tak perfekcyjnie przygotowuje, cały świat idzie do przodu, chyba dużo szybciej niż nasza Polska.
Bo u nas sport osób niepełnosprawnych nadal traktowany jest po macoszemu. Paraolimpijczycy nie wymagają wcale cudów. Wystarczy, że potraktuje się nas na równi ze sportowcami w pełni sprawnymi – podkreśla była medalistka mistrzostw świata w narciarstwie alpejskim osób niepełnosprawnych – Agata Struzik. – Powinien on mieć zapewnione zaplecze, odpowiedniego trenera, lekarza, rehabilitanta. W przypadku kontuzji taki sportowiec nie powinien być pozostawiony samemu sobie. Takie warunki młodym sportowcom na wózkach ma zapewnić sosnowiecka szkoła. Do tego potrzebne są jednak pieniądze. Finansowanie tego pionierskiego projektu spadnie na barki Ministerstwa Edukacji i prywatnych sponsorów. – Znaleźliśmy odpowiednie miejsce, piękną szkołę położoną w lesie w Maczkach, która nadaje się, bo można ją zaadaptować przede wszystkim dla tych dzieci z niepełnosprawnościami, które jeżdżą na wózkach, ale nie tylko – uważa Stanisław Twardowski, Śląski Związek UKS.
To tutaj trenować mają następcy m.in. Tomasza Hamerlaka – naszego mistrza w wyścigach na wózkach. Do pełnego sukcesu inicjatorom powstania szkoły mistrzostwa sportowego dla dzieci niepełnosprawnych potrzeba jeszcze przychylności rodziców i większego rozgłosu. – Jest to trochę takie smutne, bo poniekąd odbija się to na nas na zawodnikach. Trudniej nam o pewne sprawy, o sponsoring i tak dalej, na pewno więcej w mediach tego sportu pomogło by nam i ludzie, by się bardziej cieszyli.
Cieszyli na przykład z kolejnych sukcesów polskich paraolimpijczyków. Ci cztery lata temu w Pekinie zdobyli 3 razy więcej medali od sportowców w pełni zdrowych.