RegionWiadomość dnia

Został napadnięty i pobity. Teraz zdobywa medale

Już niebawem medalowa kolekcja państwa Rokickich powiększy się o kolejny krążek. 15 metrów i 68 centymetrów wystarczyło, by kulomiot z Cieszyna drugi raz w karierze sięgnął po olimpijskie srebro. – W głębi duszy myślałam właśnie, tak marzyłam, żeby jednak był ten medal – choć nie wywierałam żadnej presji na męża. Jak będzie to będzie, to będzie miła niespodzianka – mówi Marta Rokicka, żona Janusza Rokickiego.

Pewny dobrego startu swojego podopiecznego w Londynie był za to jego trener. – Byłem przekonany, że Janusz zdobędzie jakiś medal. Liczyłem nawet na złoto, bo był w świetnej formie. To nie było tak, że trzymałem kciuki, ale byliśmy cały czas w stałym kontakcie. Codziennie dyktowałem mu treningi albo sms-em albo w czasie rozmowy telefonicznej – mówi Zbigniew Gryżboń, trener Janusza Rokickiego.

Na szczęście ta chora sytuacja nie zepsuła kilku lat ciężkiej pracy tego medalowego duetu. Od dłuższego czasu kibicuje im również dyrektor cieszyńskiego MOSIR-u. – Ze swojej strony staraliśmy się pomóc – jako klub sportowy włącznie z zarządem klubu – aby te warunki do pracy, bardzo ciężkiej pracy stworzyć. Zaowocowało to dzisiaj po raz drugi – stwierdza Zbigniew Niżnikiewicz, dyrektor MOSIR-u w Cieszynie.

Janusz Rokicki w młodości był dobrze zapowiadającym się biegaczem narciarskim. W wieku 18 lat stracił jednak obie nogi. Został napadnięty i pobity. Bandyci pozostawili go nieprzytomnego na torach kolejowych. Tragedia zmieniła całe jego życie. Do sportu wrócił dopiero w 2000 roku. – Miał wielki zapał, by chodzić na treningi. Nawet, gdy była brzydka pogoda – deszcz albo śnieg – to on jednak szedł na ten trening wytrwale i naprawdę podziwiałam go za to – stwierdza Marta Rokicka, żona Janusza Rokickiego.

Ciąg dalszy artykułu poniżej

Sam też często zwracał uwagę na to, by sport niepełnosprawnych traktować poważnie. Mimo że już raz srebrny medal zdobył, łatwo nie jest. – Jeżeli jest się w pierwszej trójce na świecie w medalowej pozycji, to jest z ministerstwa sportu pomoc. Jeżeli na przykład na mistrzostwach świata w Nowej Zelandii nie wyszło mi, była totalna klapa, to nagle zostaje człowiek bez niczego, zostaje z tą rentą i musi iść do pracy. Nawet tych 300 zł nie ma – mówi Janusz Rokicki, zdobył srebro w Londynie.

Mimo przeciwności losu ze sportu jednak nie rezygnuje. Cały czas wspiera go najbliższa rodzina. Na powrót z Londynu męża i ojca czekają tu wszyscy, czeka też gorący posiłek. – On bardzo lubi mięso. W sumie obiad to zawsze mięsko – jak jest, to jest dobrze, to smakuje – mówi Marta Rokicka, żona Janusza Rokickiego. Podobnie jak zwycięstwo. Ten smak nasi paraolimpijczycy znają już bardzo dobrze. W Londynie Polacy mają już dwadzieścia medali i kilkanaście kolejnych szans na sukces.

Pokaż więcej

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button