Nocne kolejki do urzędu pracy. Bezrobotni muszą swoje odstać

Choć otwierają go za dnia, kolejka przed nim ustawia się już w nocy. – O godzinie 5, a urząd otwierają o 7.30. Wczoraj byłem po godzinie 7 i już nie było szans, żeby tu się dostać – mówi Wojciech Matuszczyk, bezrobotny. By zarejestrować się jako bezrobotny nie on jeden musiał zaliczyć kolejne podejście do katowickiego pośredniaka.
– Wczoraj byłem za 12 siódma, to już nie było numerków, gdy się dostałem do automatu. Przedwczoraj byłem o tej samej godzinie, nie było numerków. To jest paranoja, co się dzieje – stwierdza Tomasz Kowalczyk, bezrobotny. A to właśnie od miejsca w kolejce po numerek zależy, czy urzędnicy petenta obsłużą.
Wojciech Matuszczyk dziś w końcu został wpisany w poczet bezrobotnych. Ale nie wszystkim ta sztuka się powiodła. Dla Teresy Sobczak, która w urzędzie pojawiła się kilka minut przed ósmą, maszyna nie była już tak łaskawa. – Nie wiem, co zrobię. Jutro przyjechać trzeba o piątej – mówi.
Wszystko przez wprowadzony limit obsługi petentów. Dziennie około 100 osób. – Jedna rejestracja trwa do 20 minut, czyli w ciągu godziny jeden pracownik jest w stanie zarejestrować trzy osoby. W zależności od ilości pracowników w danym dniu – prosta matematyka – wylicza Barbara Zając, dyrektor Powiatowego Urzędu Pracy w Katowicach.
Dyrekcja przekonuje, że limity musiała wprowadzić, bo z powodu choroby do pracy przyszedł tylko… ułamek urzędników. – Bardzo proszę, żeby po wyciągnięciu numerka, podejść do mojego stanowiska. Ja państwu te dokumenty sprawdzę. Bo potem czekacie po cztery godziny i okazuje się, że jesteście państwo do rejestracji nie przygotowani.
Dziś przygotowanych do obsługi petentów było pięć z siedmiu stanowisk. Kilka dni temu działały trzy. – Oczywiście nie można się zarejestrować przez Internet, nie można nic, tylko trzeba wystać swoją kolejkę – mówi Grażyna Lipińska, bezrobotna. – Jeżeli chciałem się czegoś dowiedzieć przez infolinię, nikt nie odbierał – cały czas przesyłali z numeru na numer – dodaje Kamil Koczyński, bezrobotny.
W wojewódzkim urzędzie pracy bronią decyzji o wprowadzeniu limitów. Bo na absencję pracowników podobno nie ma skutecznego lekarstwa. – Dyrektor urzędu pracy nie może na to stanowisko posadzić stażysty, bo to muszą być wykwalifikowani pracownicy – wyjaśnia Paulina Cius, Wojewódzki Urząd Pracy w Katowicach.
I choć sytuacja wydaje się patowa, nie oznacza, że jest bez wyjścia. Po naszej interwencji sprawą przymusowych komitetów kolejkowych zainteresował się katowicki magistrat. – Zostanie wydana taka dyspozycja, by urząd pracował w nadgodzinach i każdy, kto w najbliższych dniach pojawi się w urzędzie, został obsłużony – nawet, jeśli będzie to wymagało pracy w nadgodzinach – mówi Jakub Jarząbek, Urząd Miasta w Katowicach. Tym, którzy za dodatkową opłatą dłużej zostaną w pracy, krzywda dziać się nie powinna. Zwłaszcza, gdy wezmą pod uwagę, że pracują dla tych, którzy w pracy chętnie by ich zastąpili.