RegionWiadomość dnia

Zakończył się drakoński rajd. Sprawdzamy, jak wypadli Polacy

Podpis pod nazwiskiem tego zawodnika nie dziwi już nikogo. Jedyne co teraz może zaskakiwać to znakomita forma Adama Małysza, po niedawnej przecież zmianie dyscypliny. – Myślę, że plan wykonany z nawiązką. Naprawdę w szczerych gdzieś tam marzeniach nawet nie marzyłem o tym, że aż tak dobrze nam pójdzie. Myślę, że przede wszystkim to zasługa samochodu, który spisywał się znakomicie – stwierdza Adam Małysz, kierowca rajdowy. W Santiago de Chile Adam Małysz zakończył rajd Dakar na 15. miejscu.  

Po przejechanych tysiącach kilometrów, dwóch tygodniach walki z sprzętem, żywiołem i własnymi słabościami zachował słynną już skromność. – Nazwisko Małysz za kierownicą jakiegokolwiek samochodu, czy rajdowego, czy takiego dakarowego budziło jeszcze niedawno taki uśmieszek sarkastyczny. Natomiast wydaje mi się, że odrobina szacunku dla Adama się należy – mówi Barłomiej Mijal, motopatrol.pl. Tym bardziej, że to dopiero drugi start tej ekipy.

Rewelacyjnie spisali się także polscy quadowcy. Rafał Sonik do mety Dakaru dojechał na trzecim miejscu. Bliski podium był też Łukasz Łaskawiec. Niestety szans na nie pozbawiły go awarie sprzętu. – 80 km przed metą uszkodził się układ napędowy w moim quadzie, rozleciał się na części. Było to w dużych wydmach, gdzie nie było żadnych kibiców – mówi Łukasz Łaskawiec, kierowca quada. Na otarcie łez pozostają dwa zwycięstwa etapowe, co nie udało się nikomu z polskiej ekipy.

Łukasz w rodzinnej Krzykawce ma być już za cztery dni. – Można już odetchnąć, już właściwie wczoraj. To był taki wieczór, noc takiego luźniejszego myślenia, bo przez te dwa tygodnie, to tylko były myśli: co się dzieje, żeby dojechał, żeby szczęśliwie dojechał – wspomina Renata Łaskawiec, mama Łukasza.

Ciąg dalszy artykułu poniżej

Kłopotów na trasie nie uniknęli również motocykliści. Najlepszy z nich Jakub Przygoński tegoroczny Dakar ukończył na jedenastym miejscu. – Gdyby nie problemy, to byłoby na pewno lepiej, ale na Dakarze jest zawsze jakiś problem mały, czy większy i trzeba sobie umieć z nim radzić. Nie ma co gdybać, po prostu przyjeżdżam tutaj za rok – zapowiada Jakub Przygoński, motocyklista.

Tegoroczny Dakar dla Krzysztofa Hołowczyca ponownie okazał się pechowy. Marzenia o sukcesie skończyły się na czterdziestym kilometrze trzeciego etapu. – Nie ma się co oszukiwać. Jest żal do samego siebie, największy oczywiście do samego siebie. Chciałbym tam jak najszybciej wrócić, żeby ten Dakar był za miesiąc albo za trzy, kiedy już na pewno będę na 100% zdrowy – mówi.

Ze startujących polskich ekip do mety nie dojechały trzy załogi. Ale podobnie jak Hołowczyc oni także zapowiadają, że wrócą tu za rok, by pokazać się z jeszcze lepszej strony.

Pokaż więcej

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button