Kraj

Dramat w Karakorum. Artur Małek schodzi do obozu. Dwaj polscy himalaiści uznani za zaginionych

[Aktualizacja] Artur Małek, który miał czekać w obozie na zaginionych kolegów po decyzji kierownika wyprawy Krzysztofa Wielickiego, rozpoczął zejście do obozu głównego. Adam Bielecki dotarł już do bazy na wysokości 4900 m, a jego partner zszedł już poniżej 7000 m.

Od wczoraj nieustannie śledzą i nasłuchują wieści z Karakorum. Państwo Bieleccy wiedzą już, że ich syn jest cały i zdrowy. Schodzi właśnie do bazy. Jednak dopiero, gdy tam dojdzie, będą mogli odetchnąć. – Mówią, że to jest ich dom, bo jest ich domem na ten okres wyprawy. Tam można się już poczuć bezpiecznie. Dopóki są jeszcze w trasie, to cały czas jest niepokój i cały czas nie możemy spokojnie spać – mówi Danuta Bielecka, matka Adama, uczestnika wyprawy na Broad Peak.

Wciąż nie ma kontaktu z dwoma zaginionymi himalaistami – Tomaszem Kowalskim i Maciejem Berbeką – którzy po zdobyciu szczytu, nie dotarli do obozu szturmowego. Noc spędzili pod gołym niebem na wysokości 7900 metrów. – Wchodzili na szczyt dość późno, kalkulowali, motywowani tym, że mają bardzo dobrą prognozę i pogodę na dzień następny. Coś się musiało stać, że nie zdołali szybko wycofać się do obozu szturmowego – mówi Artur Hajzer, szef projektu Polski Himalaizm Zimowy.

Koledzy – himalaiści nie wierzą w to, że mogło im po prostu zabraknąć sił. Wciąż też nie tracą nadziei. – Dla mnie najważniejsze to jest zejście. Szczyt nie jest ważny. Najważniejsze jest to, żeby on po prostu wrócił do domu – mówi Renata Niezbecka, narzeczona Artura Małka.

Ciąg dalszy artykułu poniżej

Artur Małek wraz z Pakistańczykiem Karimem Hayyatem ma czekać w obozie do rana, na ewentualne zejście zaginionych. Decyzję taką podjął kierownik wyprawy Krzysztof Wielicki. – Jeżeli pogoda się u góry bardzo zepsuje, to wszyscy będą mieli kłopoty, bo bardzo łatwo z zespołu ratowniczego, czy ratującego stać się po prostu zespołem ratowanym. Z taką wichurą, jaka potrafi się tam rozpętać w Karakorum to po prostu nie ma takich ludzi na świecie, którzy by się temu przeciwstawili – mówi Bogusław Margel, prezes Polskiego Klubu Alpejskiego w Tychach.

Pogoda załamać ma się nad ranem. – Mogą mieć problem ewentualnie na tych najbliższych stu metrach, które ich dzieli od początku lin poręczowych. Liny poręczowe ciągną się nieustannie od wysokości 7000 metrów do bazy, więc jeżeli którykolwiek z nich wepnie się w linę poręczową, to bez względu na siłę wiatru, powinien po tych poręczówkach dotrzeć do bazy – tłumaczy Artur Hajzer, szef projektu Polski Himalaizm Zimowy.

Maciej Berbeka już raz w tym miejscu przeżył noc poza obozem. Dokładnie 25 lat temu był 17 metrów od szczytu góry. – Ta wyprawa dla Maćka Berbeki była taka trochę symboliczna, bo mówiło się, że pojechał rozliczyć się z górą. Rzeczywiście się z nią rozliczył, wszedł na szczyt i mamy cały czas nadzieję, że zejdzie – mówi Romuald Bielecki, ojciec Adama, uczestnika wyprawy na Broad Peak.

Nadzieje na to wciąż ma również doświadczony himalaista Ryszard Pawłowski. Choć zdaje sobie też sprawę, jak ta wyprawa może się zakończyć. – Nasze rodziny, nasze żony oni wiedzą, jakie jest ryzyko, zdają sobie sprawę z tego. Mają tego pełną świadomość, natomiast często tak jest, że ta nasza pasja jest silniejsza od takiego instynktu samozachowawczego – mówi Ryszard Pawłowski, himalaista. Wie o tym każdy, kto choć raz dotknął chmur.

Pokaż więcej

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button