RegionSportWiadomość dnia

Turniej WTA w Spodku, czyli co było nie tak

Turniej w Spodku, czyli co było nie tak.

Poziom sportowy

Wprawdzie obsada katowickiego turnieju była całkiem dobra, to jednak większość rozstawionych zawodniczek przyjechała zupełnie bez formy albo po prostu brakowało im motywacji. Dość powiedzieć, że pierwszą rundę przebrnęły tylko trzy rozstawione tenisistki, a drugą – dwie późniejsze finalistki. To właśnie Petra Kvitova i Roberta Vinci uratowały sportowy poziom zawodów. Choć rozegrany między nimi finał można by zamknąć na pierwszym secie.

Organizacja

Ciąg dalszy artykułu poniżej

Zawodniczki podkreślały, że o organizatorach mogą mówić tylko dobrze. Wszystko jest wyborne – zachwalała Kvitova wymieniając transport, jedzenie, czy hotel. Być może tenisistki rzeczywiście nie mogły narzekać. Co innego publiczność. Zaczynając od biletów, które były do odbioru w prowizorycznym baraku (kilka lat temu katowicki MOSiR zlikwidował wszystkie kasy) na gastronomii kończąc. W Spodku do kupienia były albo fast-foody albo bigos. A i to nie zawsze. Do tego przeraźliwa cisza w hali pomiędzy gemami, setami, a przede wszystkim meczami. Zabrakło muzyki i konferansjera. Wprawdzie taką rolę próbowała pełnić jedna z naszych najlepszych deblistek Klaudia Jans-Ignacik, ale to zdecydowanie za mało. Nie miał kto opowiedzieć publiczności o tym, co dzieje się/będzie się działo na korcie i poza nim, o ciekawostkach tenisowych nie wspominając. Myślę, że taki Karol Stopa (komentator Eurosportu) byłby właściwą osobą, żeby tę lukę zapełnić. Kompromitacją regionu, a poniekąd i organizatorów, była kradzież samochodu czeskiej zawodniczki Evy Birnerovej. Dlaczego wspominam o organizatorach? Bo to oni wybrali hotel, sprzed którego zniknęło BMW Czeszki. Na szczęście złodzieje je porzucili i kompromitacja jest ciut mniejsza.

Polki

Kompromitacji polskich zawodniczek już niczym przykryć się nie da. Żadna z sześciu nie przebrnęła kwalifikacji. Dwie, które dostały dzikie karty do turnieju głównego odpadły w pierwszej rudzie. Wśród nich Marta Domachowska, sprowadzona do Katowic bardziej w roli maskotki i celebrytki, bo  formę sportową straciła kilka lat temu. Trudno mieć pretensje do Polek, bo na co dzień rzadko kiedy mają okazję mierzyć się ze znacznie lepszymi od siebie. Sandra Zaniewska przyznała wprost, ze katowicki turniej to w tej chwili dla niej za wysokie progi. Wygląda na to, że przepaść pomiędzy siostrami Radwańskimi, a pozostałymi polskimi zawodniczkami stale się powiększa.

Promocja

Zarówno organizatorzy, ale przede wszystkim miasto nie przyłożyli się do promocji turnieju. Gdyby nie media, o zawodach wiedziałoby bardzo niewiele osób. Rozrzucone gdzieniegdzie po mieście bilbordy to zdecydowanie za mało. Słaba promocja przełożyła się częściowo na pustki na trybunach. Przez większą część turnieju przykro było patrzeć na setki, a nawet tysiące wolnych krzesełek. Tylko pokazówka z udziałem Agnieszki Radwańskiej  oraz ostatnie dwa dni zawodów przyciągnęły do Spodka kilka tysięcy ludzi. Na dodatek organizatorzy podpisali z TVP taką umowę, która skutecznie zniechęcała do relacjonowania turnieju inne telewizje. Te nie mogły pokazać właściwie niczego, poza konferencjami prasowymi. Stąd, poza dniem wizyty Agnieszki Radwańskiej, nikłe zainteresowanie zawodami.

Publiczność

Turniej w Spodku pokazał, ze polska publiczność musi się jeszcze nauczyć jak należy się zachowywać na meczu tenisa. Chodzenie po trybunach, odgłos składanych krzesełek, jedzenie chipsów, czy odkręcanie gazowanych napojów. To wszystko w trakcie wymian, kiedy zawodniczki potrzebują absolutnej ciszy. Chociaż jak opowiadała mi Barbara Kral-Olsza, 29-krotna mistrzyni Polski, podczas Australian Open hałas jest znacznie większy. Myślę jednak, że bardziej warto równać do Wimbledonu.

Plusy

Na koniec kilka pozytywów. To dobrze, że w ogóle udało się w Katowicach zorganizować taką imprezę. O mieście mówiło się w sportowym i tenisowym światku. Katowice widniały przez tydzień w dostępnych na całym świecie zestawieniach wyników tenisowych turniejów. Tylko fanpage WTA, na którym codziennie pojawiały się informacje o turnieju, „lubi” ponad milion osób. Do tego oficjalna strona WTA i dziesiątki publikacji nie tylko w polskich mediach.  Wszystko za 400 tys. zł i udostępnienie Spodka (tyle dało miasto). Promocyjnie takie wydarzenie bije na głowę choćby najlepsze hasło promocyjne i medialną kampanię za kilka milionów złotych, czy wyrzucanie pieniędzy na rzekomą promocję przez klub piłkarski.  Dużym plusem jest też to, że po kilku latach poważny tenis wrócił do Polski. To dobry punkt wyjścia do kolejnych edycji, już bez niedociągnięć organizacyjnych. Określanie BNP Paribas Katowice Open wspaniałą imprezą, na razie jest mocno na wyrost.

Pokaż więcej

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button