RegionWiadomość dnia

Mikołów, Tychy i Żory liczą straty po gigantycznym gradobiciu [Zdjęcia]

Straty właściciel liczy w setkach tysięcy złotych. W kilka minut budowany latami rodzinny interes niemal przestał istnieć. O tym, co tu zobaczyli dwa dni temu nikt z rodziny nadal nie jest w stanie mówić. W Tychach grad niszczył wszystko – zabudowania gospodarcze, domy, sprzęt i uprawy. Joannie Banert grad zniszczył dach, ale też to co mogłaby sprzedać, by go odbudować. – Największe straty są właśnie w ziemniakach, bo są wybite w ziemi i w kukurydzy. Pszenica też jest wybita na połowę właściwie i jeszcze w dodatku zalana wodą, także nie wiadomo co z tego będzie. Dziś, korzystając z chwili słońca rolnicy liczą straty.Ciężko to oszacować, bo to dopiero po tygodniu-dwóch widać, które rośliny przeżyły, a które nie. Bo są złamane, niektóre odbiją, niektóre nie. Tak 50% to jest co najmniej strat na wszystkim, niektóre plantacje są do zaorania, np. rzepak – opowiada Dariusz Wencepel, właściciel gospodarstwa pod Tychami.

W Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa na razie cisza przed burzą. Wstępne straty w samych tylko Tychach oceniono na niemal milion złotych. Szacunki te dotyczą jednak jedynie budynków miejskich. Tu cały czas trwa liczenie.W tej chwili są tylko sygnały telefoniczne, że rolnicy pytają w jaki sposób mają zgłaszać te szkody, gdzie mają zgłaszać i my ich o tej sytuacji informujemy – wyjaśnia Jan Gwizdoń, ARiMR oddział w Mikołowie. Część poszkodowanych, mimo że byli ubezpieczeni, wciąż nie mogą rozpocząć usuwania szkód. – Kolejka jedna i to ich nic nie interesuje, że ja nie mam i byłbym w stanie już to w najbliższych trzech-czterech dniach naprawiać sobie ten dach. Już mam blachę zamówioną, ale ubezpieczyciel powiedział, że muszę czekać i to jest kwestia tygodnia – mówi Stanisław Banert, właściciel gospodarstwa pod Tychami.

Długi czas oczekiwania na pieniądze oraz kiepskie wyceny to, jak mówi Jerzy Kopeć ze Śląskiej Izby Rolniczej sprawia, że mimo częstych ostatnio klęsk żywiołowych, rolnicy ubezpieczają się niechętnie: Ustawa o ubezpieczeniu upraw z dofinansowaniem z budżetu państwa jest moim zdaniem źle skonstruowana i zniechęcająca tak rolników, jak i towarzystwa ubezpieczeniowe do tego, żeby takie ubezpieczenia robić. Poza ubezpieczeniami obowiązkowymi, według danych PZU, tylko około 20% rolników decyduje się na wykupienie dodatkowej polisy. – Zwiększa się zainteresowanie w przypadku takich spektakularnych szkód, jak mieliśmy do czynienia w 2010 roku z dwiema falami powodziowymi. Wtedy tak dość szybko skoczyła liczba osób, które chciały zawrzeć polisę – informuje Michał Witkowski, PZU.

Bo sprawdza się powtarzane do znudzenia, ale wciąż aktualne powiedzenie, że mądry Polak po szkodzie. Niezależnie od skuteczności działania ubezpieczyciela lepiej późno, ale z polisą niż wcale nie walczyć ze skutkami żywiołu.

Ciąg dalszy artykułu poniżej
Pokaż więcej

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button