RegionWiadomość dnia

Cudzoziemcy napisali dyktando. Zobacz, z czym musieli się zmierzyć

Nawet mistrzowie nie napisali go bezbłędnie. Blisko setka obcokrajowców mierzyła się dziś z zawiłościami języka.Uczę się polskiego. To trochę skomplikowane – mówi George Jaoko, student z Kenii.

Czołowe miejsca przypadły tym, którzy do Polski mają najbliżej, nie tylko z geograficznego punktu widzenia. – Kiedy zaczęłam uczyć się polskiego, to już rozumiałam jakieś 40%. Jednak muszę powiedzieć, że bardzo trudno było dla mnie nauczyć się coś powiedzieć. Są inne końcówki. Muszę bardzo uważać, jak powiem, co powiem, jaki jest przypadek. Jednak jest to trochę trudne – stwierdza Lydia Machova, studentka ze Słowacji.

Tegorocznym mistrzem został Słowak, który nie ukrywa, że jeszcze z polską ortografią, a dokładniej interpunkcją, ma kilka dylematów. – Na przykład przecinki, bo inaczej stawia się przecinki w polskim niż w słowackim. Nie wiedziałem, gdzie dokładnie wstawić przecinek – mówi Mario Kysel, student ze Słowacji.

Okazuje się, że czym dalej od Polski, tym wcale z polskim nie gorzej. Karol Szlichciński ma rodziców z kraju nad Wisłą. Jednak sam urodził się w Wielkiej Brytanii i nigdy w Polsce nie mieszkał. Nie przeszkodziło mu to w zdobyciu tytułu wicemistrza ortografii. – Dla mnie jest trudniej pisać, bo właściwie nigdy się nie uczyłem – mówi.

Ciąg dalszy artykułu poniżej

TEKST DYKTANDA

Jubileuszowy koncert

W wypełnionej po brzegi nowo otwartej filharmonii wszyscy oczekiwali od dawna zapowiadanego koncertu. Wtem przygasły światła i zamarły wszelkie szepty. Zapanowała wszechogarniająca cisza. Z wolna poczęła rozsuwać się kurtyna i w tym momencie zgromadzeni melomani ujrzeli usadzoną w półokręgu orkiestrę. Rozżarzyły się bladożółte światła reflektorów, a na scenę wszedł sławny dyrygent, odgarniając z czoła rozwichrzone włosy. Prowadzony oklaskami publiczności, zajął należne mu miejsce i, unosząc rękę ku górze, śmignął w powietrzu batutą.

Zabrzmiały pierwsze akordy symfonii. Skrzypek Szczepan przeciągnął smyczkiem po napiętej strunie, wprawiając ją w lekkie, ledwo dostrzegalne drżenie. Dopiero co zaczął, a już prawie zgubił rytm, gdyż nieopatrznie spojrzał w fiołkowe oczy siedzącej na wprost prześlicznej wiolonczelistki Joli. Ocknął się jednak po chwili, bo puzonista żwawo zadął w instrument, wydobywając zeń donośny ton. Wnet zadudniły bębny, zahuczały waltornie, zapiszczały flety. Jedynie delikatne pobrzękiwania dzwonków niknęły w nawałnicy dźwięków. Niespodziewanie muzyka przycichła. Pochopnie można by sądzić, że to już finał, bo też artyści zastygli w bezruchu, wpatrując się uważnie w dyrygenta. Ten jednak, przeczekawszy półnutową pauzę, machnął pałeczką, malując przed sobą niewidzialne esy-floresy. Tak rozpoczęło się radosne scherzo.

Upojona muzyką publiczność z zapartym tchem wsłuchiwała się w mistrzowsko zharmonizowane takty. A gdy koncert dobiegł już końca, rozległy się rzęsiste brawa. Cała sala tonęła w powodzi ochów i achów.

Pokaż więcej

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button