RegionWiadomość dnia

30 ucisków, 2 wdechy. Bicie rekordu w udzielaniu pierwszej pomocy

Umiesz liczyć – licz na siebie. Maksyma, która akurat przy udzielaniu pierwszej pomocy zupełnie się nie sprawdza. Bo, jeśli ktoś straci przytomność, może liczyć wyłącznie na innych. – Nie działając robimy większą krzywdę niż udzielając tej pomocy – zaznacza Piotr Strzelecki, strażak, wziął udział w biciu rekordu świata.

Przekonała się o tym Agnieszka Czyż, która pierwszej pomocy uczyła się na szkolnym kursie. Swoje umiejętności sprawdziła już w praktyce. Dwa lata temu podczas spaceru z koleżanką była świadkiem zderzenia motocyklisty z samochodem. Zareagowała. – Koleżanka była w lekkim szoku i przez dłuższy okres stała nieruchomo, jak większość ludzi – mówi Agnieszka Czyż, dzięki pierwszej pomocy uratowała życie motocyklisty. Bo większość po prostu nie umie tego robić. Pierwszej pomocy wprawdzie uczą w szkole średniej, ale tylko na jednych zajęciach z przysposobienia obronnego. – Chociaż wiem jak powinna przebiegać ta pomoc, to myślę, że coś mogłoby pójść nie tak.

Na dodatkowe zajęcia decydują się najczęściej szkoły profilowane. Jedną z nich jest IV Liceum Ogólnokształcące w Zabrzu, którego uczniowie tworzą nawet grupę ratowniczą. – Teraz dopiero przy fantomie czuję się pewnie. Nie boję się, że pomylę rytm, czy za wolno będę uciskać, chociażby za mało tych ucisków zrobię. Po dwóch latach to weszło w krew, że jestem sobie w stanie z tym poradzić – zaznacza podkom. Mirosław Dybich, Wojewódzka Komenda Policji w Katowicach.

Ci, którzy lekcje pierwszej pomocy w szkole przegapili, o swoją edukację muszą zadbać sami, bo na studiach takich kursów nie ma. Dlatego zdecydowana większość ludzi w sytuacji zagrożenia od razu wybiera wezwanie pogotowia. Jeżeli są to ćwiczenia, ludzie są chętni, naprawdę są chętni do udzielania pierwszej pomocy. Nie wychodzi to najgorzej. Inaczej jest może w sytuacjach takich rzeczywistych. Często boimy się, że sobie nie damy rady – stwierdza Magdalena Michalska, uczennica liceum, pierwszej pomocy uczy się na zajęciach. Tym samym często skazujemy kogoś na śmierć.

Ciąg dalszy artykułu poniżej

Nieodwracalne uszkodzenia zarówno serca jak i mózgu następują już po mniej więcej pięciu minutach od ustania krążenia. A to czas, w którym nawet najszybsza karetka nie będzie w stanie dojechać.Jeżeli ktoś jest w stanie zatrzymania krążenia, to nie mogę sobie wyobrazić, jak moglibyśmy bardziej zaszkodzić, jeżeli podejmujemy resuscytację krążeniowo-oddechową, gwarantujemy mu życie, powodujemy, że serce pompuje tą krew – podkreśla Sławomir Krzypczak, organizator bicia rekordu w Zabrzu.

Nawet nieprawidłowo wykonana pomoc, zawsze przynosi więcej zysku niż strat. Na początek wystarczy zapamiętać, że na 30 ucisków w okolicach mostka, trzeba wykonać dwa wdechy. – Resuscytację prowadzimy tak długo, aż osobie wróci przytomność i oddech albo my sami ze zmęczenia padniemy lub przyjedzie karetka. Proporcja 30 do 2 nie zmienia się także w stosunku do dzieci. Chociaż w wypadku niemowląt lepiej zacząć od 5 wdechów. – Zaczynamy od wdechów, dlatego że to często może być poprzez uduszenie się, a nie akcję serca. U dorosłych częściej występuje np. zawał, a u dzieci częściej jest spowodowane problemami z oddychaniem – informuje Basia Sitkiewicz, uczennica liceum.

Problemów z udzieleniem pierwszej pomocy nie miało dziś prawie 80 tysięcy osób, które pobiły rekord świata w tej dziedzinie. To jednak tylko jednorazowa akcja, która na codzienne przywracanie akcji serca, wielkiego wpływu pewnie mieć nie będzie.

Pokaż więcej

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button