2-letni chłopiec żyje dzięki strażakowi z Mysłowic. Europa przyznała mu prestiżową nagrodę
Kiedy w czerwcu ubiegłego roku Krzysztof Skibiński odebrał telefon od kobiety przebywającej na wakacjach w Polsce, jej 2-letni syn Dawid był już cały siny. Komendy i rady wypowiadał niemal automatycznie. Nie spodziewał się, że te kilka minut telefonicznej rozmowy może uratować komuś życie. Nawet po wszystkim zaszczytów i honorów nie oczekiwał. – Bohaterowie ginęli na wojnie. Natomiast to jest taki mój obowiązek, pełniłem swoją pracę, swoje zadanie należycie – mówi Krzysztof Skibiński, KPSP w Mysłowicach. Pierwsza pomoc to zadanie każdego, nie tylko wykwalifikowanych służb. Tyle, że nie każdy pomagać chce i potrafi.
W Rudzie Śląskiej, mimo że wokół było pełno ludzi, potrąconemu mężczyźnie nikt nie udzielił pomocy. Zmarł po przewiezieniu do szpitala. – Każdy uważa, że w tłumie jest taka odpowiedzialność zbiorowa. Każdy uważa, że w sumie dlaczego mam to zrobić ja, może to zrobić ktoś inny. Wydaje się nam, że skoro jest nas tutaj więcej, to może to zrobić ktoś kolejny przypadkowy, który być może zna się na tym lepiej – stwierdza Michał Świerszcz, Wojewódzkie Pogotowie Ratunkowe w Katowicach.
Na takie wątpliwości przy udzielaniu pierwszej pomocy nie ma czasu. Nieodwracalne uszkodzenia zarówno serca jak i mózgu następują już po mniej więcej pięciu minutach od zatrzymania krążenia. To czas, w którym nawet najszybsza karetka nie będzie w stanie dojechać. Dlatego do nauki zachęca się coraz młodszych. – Ćwiczymy różne sytuacje, jak pomagać, co później zrobić z osobą poszkodowaną – informuje Adrianna Stokłosa, uczennica liceum.
Tym, którzy własnymi rękami nie potrafią albo boją się pomóc, w wielu miejscach pomaga już maszyna. – Czy będziemy uciskali, prowadzili tą podstawową resuscytację takiej osobie, to może tylko pomóc – mówi Adam Słomka, Straż Miejska w Chorzowie. Nawet źle wykonana pomoc jest lepsza niż nie wykonana wcale.