“Anna” kończy fedrować. Ostatnia Barbórka w pszowskiej kopalni

Razem z przenosinami obrazu św. Barbary kończą się prawie dwa wieki fedrunku. Nic więc dziwnego, że górnicze święto w Pszowie to dla wielu mieszkańców okazja do wspomnień, przemyśleń. – Nie wiadomo, co będzie się działo. W sumie największy zakład pracy w mieście zamkną. Po prostu nic nie będzie, sprzedadzą to wszystko – żali się Grażyna Wolska, żona górnika.
W kopalni “Anna” skończyły się pokłady węgla. Wydobycie będzie trwało najdalej do końca lutego przyszłego roku. – Kopalnia zakorzeniła się w świadomości ludzi, w kulturze, także w naszej gospodarce. Odejście kopalni, które następować będzie przez kilka następnych lat, jest dla nas bardzo trudne i trudno będzie to miejsce czymś zastąpić – mówi Marek Hawel, burmistrz Pszowa.
W czternastotysięcznym Pszowie jeszcze nie tak dawno w kopalni pracowała połowa miasta. Wciąż nie brakuje tu typowo górniczych rodzin. Przed zamknięciem “Anny” postanowiono uratować ponad stuletni obraz patronki górników. Po uroczystej procesji przeniesiono go do miejscowej bazyliki. W cechowni została jego kopia. To nie pierwsza wyprowadzka św Barbary z tej kopalni. Prawie trzydzieści lat temu m.in. z powodów politycznych pozbyto się wizerunku patronki. – Ten obraz wynieśli. Cechownia została wyremontowana, ale obrazu z powrotem nie było, potem był stan wojenny – tłumaczy Marian Dzierżawa, były górnik KWK “Anna”. Po wielu latach obraz w końcu się odnalazł. Dzięki wysiłkowi górników został odnowiony i wrócił na stare miejsce.
Z “Anną” żegnali się dziś również wszyscy byli dyrektorzy i pracownicy kopalni. Dziadek pana Wojciecha Hardta zarządzał tą kopalnią w latach 30-tych XX wieku. Dla niego to prawdziwa podróż sentymentalna, to właśnie z Pszowa Albert Hardt w obawie przed nazistami próbował uciec z kompletną dokumentacją zakładu. – Samochód został zatrzymany, dziadek został aresztowany. Padła propozycja podpisania Reichslisty, odmówił i znalazł się w obozie koncentracyjnym Mauthausen i tam zginął – wspomina.
O nieuniknionym końcu wydobycia w tej kopalni mówiono już siedem lat temu. Sukcesywnie przenoszono pracowników do innych zakładów należących do Kompanii Węglowej. Teraz choć zostało ich tu jeszcze tysiąc, żaden z nich z dnia na dzień nie zostanie bez środków do życia. – Nikt nie pójdzie na bruk. Ani jedna osoba – wszyscy mają zagwarantowane zatrudnienie. Powiem więcej: gdyby tu było 1,5 tys. pracowników również byłaby dla nich praca – twierdzi Jerzy Grycman, główny inżynier górniczy kopalni “Anna” w Pszowie.
– Mimo wszystko zawsze jakiś żal zostanie, bo jest to jedna z najstarszych kopalń na Śląsku i można powiedzieć, że te tradycje górnicze ludzie cały czas…, po prostu je znają – mówi Piotr Glec, NSZZ “Solidarność” w KWK “Anna”. Pożegnanie “Anienki”, bo tak pieszczotliwie nazywali swoją kopalnie górnicy z Pszowa, z całą jej blisko dwustuletnią historią musi być początkiem czegoś całkiem nowego w tym mieście.