RegionWiadomość dnia

Bieg Katorżnika

Wstajesz i się nie poddajesz. To zasada, o której ani przez chwile w tym biegu nie można zapomnieć. Nawet gdy sił brakuje. Chwila na złapanie tchu i trzeba wracać do walki. Łatwo nie jest. Woda, trzciny, błoto. I tak przez blisko dziesięć kilometrów. Dlatego wielka radość na mecie biegu katorżnika nikogo już nie dziwi. Karolina Pilarska swoim koleżankom dziś nie dała żadnej szansy. – Trzeba było walczyć, jakoś sobie nadrabiałam w bieganiu, bo jestem szybka. Później jakoś puściły i nabrałam sił, każdy mówił coś innego, półtora kilometra do końca, tu trzysta metrów, ale jestem szczęśliwa normalnie. Tu jednak nie wynik jest najważniejszy, lecz dobra zabawa i dotarcie do mety… w jednym kawałku. – Jestem cała poszarpana przez jakieś różne nie wiem tam zieleniny, konary. Wiadomo, że jak się biegnie to się nie patrzy za bardzo, a poza tym nie zawsze widać co się tam pod nogą ma i biegnie się do przodu, żeby do mety dobiec – relacjonuje Aleksandra, uczestniczka biegu.

Po to by na szyi zawisła charakterystyczna podkowa. To znak, że tu byłem i zwyciężyłem – sam ze sobą. – Nie ma u nas żadnych nagród finansowych, samochodów itd. Wszyscy dostają na mecie to samo, podkowę katorżnika, która waży sześć kilogramów czyli samych medali mamy sześć ton – wyjaśnia Michał Walczewski, organizator Biegu Katorżnika. Marcin Świerc w tej imprezie biegnie już po raz czwarty. Za każdym razem miał być to jego ostatni wyścig. – Wiedziałem co mnie czeka. Chciałem się oszczędzać, bo to wiadomo kontuzje, może na mistrzostwa świata pojadę w biegach górskich, chciałem się oszczędzać, ale poniosły emocje.

Dlatego morderczy maraton zakończył najszybciej – w godzinę i czterdzieści jeden minut. Jak mówią Ci, którzy już raz w tym wyścigu wystartowali jest coś, co sprawia, że czeka się na niego cały rok. – Myślę, że adrenaliny troszkę, jak kogoś kręci bieganie to na pewno dodaje jeszcze dodatkowych takich emocji pozytywnych. Nie jest to takie zwykłe bieganie na ulicy, gdzie tylko noga się kręci, tylko trzeba popracować – mówi uczestnik. Generalnie wszystkim i z wszystkimi. – Jest bardzo trudny, musisz cały czas biec, ale to nie są zawody dla jednej osoby, tutaj jest ważna praca zespołowa i to jest wspaniałe – uważa uczestniczka, która przyjechała na zawody z Niemiec.

Ta atmosfera najwyraźniej udzieliła się byłemu ministrowi obrony narodowej. Dziś podkowy rozdawał, w przyszłym roku być może o taką samą powalczy. Czyli co za rok możemy liczyć na to, że będziemy biec z kamerą koło ministra? – Zastanowię się, na pewno jest szansy więcej niż pięćdziesiąt procent – odpowiada Aleksander Szczygło, szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego.

Ciąg dalszy artykułu poniżej

Za to na sto procent nie zabraknie tych, którzy dziś z morderczego biegu wyszli zwycięsko.

Pokaż więcej

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button