Brakuje ratowników

Kurs jest po to by się nauczyć. Pytanie czy do niego dojdzie. Marek Ryszka i Mateusz Dobrawski jako nieliczni chcą zostać ratownikami. – To jest fajna praca, można siedzieć nad wodą, opalać się, przyjemne z pożytecznym można wiązać – uważa Marek Ryszka.
Trudniej za to wiązać koniec z końcem. Liczba ratowników maleje, bo niewielu chce pracować za tysiąc złotych brutto, ale są też inne przyczyny.
– Młodzież po prostu zajmuje się innymi sprawami typu gry komputerowe, przebywanie w pubach i raczej korzystanie z tych dobrodziejstw słonecznych, temperatury, wody, niż siedzenie, pilnowanie i poświęcanie tego czasu na ratowanie, służenie innym – uważa Eugeniusz Rzymski.
I dlatego dziś na egzamin wstępny, który pozwala rozpocząć kurs na ratownika wodnego przyszły zaledwie dwie osoby. Kurs organizowany jest dwa razy w roku. Frekwencja i umiejętności szokują. A potrzebny jest każdy ochotnik.
Może gdyby we wtorek ratownicy byli tu w Rogoźniku 9-letnia dziewczynka wciąż by żyła.- Opowiadali, że chyba z nietrzeźwą osobą, dorosłą była, która nie dopilnowała i dziecko utopiło się, a miesiąc temu na tamtym zalewie też się utopił mężczyzna – mówi Urszula Kluger.
Dwa dni później na kąpielisku “Adriatyk” w Częstochowie kolejna tragedia. – Utonął chłopak. Akurat widziałam z dziećmi jak wyciągali tego chłopaka, długo go poszukiwali – mówi Lidia Peter.
19-letni mieszkaniec Blachowni zachwiał się i wpadł do wody, z której już nie wypłynął.
– Każda niepotrzebna śmierć to jest duża cyfra, 6 utonięć od 1 lipca do dnia dzisiejszego można traktować jako smutny bilans – uważa Marek Wręczycki, KWP Katowice.
By ta liczba była jeszcze mniejsza nie wystarczy samo koło ratunkowe, musi mieć jeszcze kto je rzucić.