KrajRegionWiadomość dnia

Chuligani czy ludzie komitetów? Kto stoi za niszczeniem plakatów i wyborczą wojną na Śląsku?

Komitety liczą straty i rozkładają ręce. Mandat za takie wykroczenie to pół tysiąca złotych, ale złapanie winnego za rękę graniczy z cudem. Eksperci podkreślają jednak, że kandydaci są…sami sobie winni. O nieczystej kampanii, Krzysztof Trzosek.

 

 

ZDJĘCIA: Pozrywane plakaty, dopisane wulgaryzmy i dorysowane nie tylko okulary… Plakatowa wojna wyborcza trwa w najlepsze

Ciąg dalszy artykułu poniżej

 

 

Choć jego montaż nie zawsze jest łatwy, to likwidacja jest dużo szybsza. Nawet najlepsze zabezpieczenie nie uchroni go przed takim losem. -Mam zniszczonych więcej materiałów, plakaty, minionej nocy plakatowałem, a rano już wszystko poniszczone, pozrywane – pokazuje swoje zniszczone plakaty Krzysztof Pieczyński, kandydat na radnego w Katowicach. Kampania wyborcza w Katowicach nabiera kolorów. W większości przypadków przypomina jednak czarny humor. Osobiście przekonał się o tym Krzysztof Pieczyński. Sylwetka kandydata na radnego nie wszystkim delikatnie mówiąc przypadła do gustu.-Te akcje bardziej mobilizują mój elektorat, jeszcze dodają mi do tego głosów. Ja to traktuję z przymrużeniem oka, jest to dla mnie jak burzenie w piaskownicy babki innego dziecka – mówi Krzysztof Pieczyński, kandydat na radnego Katowic, Forum Samorządowe i P.Uszok. Rzeczywiście, kampania w Katowicach w niektórych miejscach wygląda tak, jakby zajęły się nią dzieci. Wykonanie takiego make-up całkiem sporo kosztują komitety wyborcze.

 

 

-Nie da się z tym walczyć, nikogo nie złapaliśmy za rękę, nie możemy rzucić bezpodstawnie oskarżeń wobec czego dowieszamy tablice, które jeszcze mamy – mówi Marek Mróz, Komitet Wyborczy Jerzego Ziętka. Te, które przetrwały wyborczą walkę stają się platformą do zgłaszania życzeń. -Bardzo dobrze, że pojawiły się również na moich plakatach, żeby nikt nie miał wątpliwości, że jest to akcja skierowana do wszystkich kandydatów, a nie tylko dla tych, którzy mówią stanowcze NIE – mówi Arkadiusz Godlewski, kandydat na prezydenta Katowic, PO. Stanowcze NIE dla tak prowadzonej kampanii mówią mieszkańcy. Ani to ozdoba, ani konkretna informacja o kandydacie.- Ja nic o nich nie wiem patrząc na te plakaty. Chciałabym bardziej wiedzieć co myślą, czy gdzie jest spotkanie z nimi – mówi jedna z mieszkanek Katowic. -Ja proponuje hapennig, dziś stanąłem przy słupie, powiedziałem jak wszyscy, to wszyscy – mówi Marek Szczerbowski, kandydat na prezydenta Katowic z ramienia SLD. Z akcji plakatowania zrezygnował na samym starcie. Siebie prezentuje w bezpośrednim kontakcie z wyborcami.  -Ja już około półtora tysięcy ludzi odwiedziłem, byłem już w siedmiu dzielnicach. Sytuacja taka najbardziej śmieszna była wtedy, kiedy poprosiłem o wzięcie ulotki, a usłyszałem od Pani, że nie ma pieniędzy – dodaje Marek Szczerbowski, kandydat na prezydenta Katowic, SLD.

 

 

Polityczne ryzyko, o którym przekonał się wójt Lipowej. W trakcie gminnych zawodów ktoś przyczepił mu wyjątkowo męski gadżet. -Jest to sytuacja absolutnie żenująca, która nigdy nie powinna mieć miejsca. Jest wiele innych możliwości, żeby wygrać kampanię wyborczą, ale na pewno nie w taki sposób – mówi Stanisław Caputa, wójt gminy Lipowa. Choć to sposoby poniżej pasa, to w polityce stosowane są od dawna. -Lepiej jest ośmieszyć albo zdołować przeciwnika niż samemu postawić pozytywny program. W związku z tym najprościej jest zerwać plakat czy coś głupiego dopisać – uważa dr Bogdan Pliszka, politolog. Czasem pozostaje tylko szczerze się uśmiechnąć.

Pokaż więcej

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button