Ciasno w przedszkolach

Brak miejsc w przedszkolach i żłobkach to problem, który coraz bardziej doskwiera młodym rodzicom. Najgoręcej robi się latem, kiedy zamykane są niektóre publiczne przedszkola. Wtedy dużo częściej trzeba liczyć na siebie. – Przeraża mnie to, bo jako matka, która ma wozić dwójkę dzieci po różnych przedszkolach w różnych miejscach – to jest na pewno kłopotliwe. No ale może się to rozwiąże na lepsze – mówi Agnieszka Podleśny. Jednak na razie szans na to, by się rozwiązało nie ma. Bo listy są już zapełnione.
W rybnickim przedszkolu nr 18 sytuacja wyglądała najgorzej. Jego dyrektorka musiała odrzucić aż czterdzieści zgłoszeń. – Szansę zwiększyła sobie ta osoba, która wybrała większą ilość przedszkoli. Wtedy większa była możliwość, że dziecko dostanie się do któregokolwiek przedszkola. Niekoniecznie do tego, które było na pierwszym miejscu preferencji – stwierdza Gabriela Froelich, dyrektor Publicznego Przedszkola nr 18 w Rybniku.
Wszystkiemu winna jest reforma edukacji. Od tego roku bowiem przedszkola mają obowiązek przyjąć wszystkie zgłoszone przez rodziców pięciolatki. Ale ustawodawca, jak zwykle się przeliczył. Bo do szkół nie trafiło tyle sześciolatków, ile się spodziewano. I tak zrobił się zator. – Myślę, że na drugi rok więcej rodziców zdecyduje się na posłanie swojego maluszka do pierwszej klasy szkoły podstawowej i mamy nadzieję, że to się unormuje. Bo to nie jest tak, że nasze przedszkola są z gumy. Wiadomo, że jakość pobytu i warunki bezpieczeństwa są bardzo ważne – wyjaśnia Joanna Kryszczyszyn z rybnickiego magistratu.
Dlatego dobrą alternatywą może być prywatne przedszkole. Zwłaszcza, że powstaje ich coraz więcej, a i oferty przyciągają coraz bardziej. Jest kameralnie, bo w takim przedszkolu na piątkę dzieci przypada jedna nauczycielka. – Jest to dostosowane do indywidualnych potrzeb dziecka. Nie robimy na hura wszystkiego i wszyscy to samo, tylko każde dziecko pracuje sobie w swoim tempie i zajmuje się tym akurat, na co ma w danym momencie ochotę – podkreśla Zuzanna Brachmańska z prywatnego przedszkola “Bajtuś” w Rybniku.
Niestety na takie luksusy nie każdy może sobie pozwolić. Miasto do utrzymania dziecka w prywatnym przedszkolu nie dopłaca ani grosza. Dlatego cała nadzieja w rodzinie. – Teraz muszą się opiekować członkowie rodzin – niekoniecznie babcie – ale ci co mają wolne. I dlatego dziecko pozostaje pod opieką kogoś z rodziny – przyznaje Władysław Krzych. Taką naturalną kolej rzeczy postanowiły wykorzystać władze Katowic. Zaproponowały mieszkańcom nietypowe rozwiązanie. Na specjalne karty wpisujemy dane babci lub dziadka oraz wnuków. A z taką kartą pod ich opieką można będzie nieodpłatnie skorzystać z pływalni, muzeum czy kina. – Rozpoczynamy go w okresie wakacyjnym, bo wtedy rodzice najczęściej w pracy, urlop krótki, a dzieci nie mają co robić, więc babcia i dziadek bardzo często mogą tą opiekę przejąć – tłumaczy Małgorzata Moryń-Trzęsimiech z UM w Katowicach.