Ciężki los dyżurującego

Nie zawsze przyjęcie zgłoszenia jest proste. Często oficer dyżurny musi wykazać się nie lada cierpliwością by od zgłaszającego wydobyć istotną informacje – na przykład gdzie się pali. Maciej Wojciechowski – dyżurny Straży Miejskiej wie, że ten fach wcale do łatwych nie należy. W swojej 10-letniej pracy miał niejedno nietypowe zgłoszenie. – Osobiście miałem zgłoszenie, że w krzakach leży odcięta głowa od psa i to się okazała głowa z pluszowego zwierzęcia, pluszowej zabawki – wspomina. Taka już ich rola – każdy telefon muszą odebrać i wysłuchać, nawet gdy zamiast zgłoszenia w słuchawce usłyszą ”trzy słowa” do oficera dyżurnego. – Szczerze mówiąc to myślę, że on jest w takiej trochę kiepskiej sytuacji ten człowiek, który odbiera te telefony, bo z jednej strony ma świadomość, że ktoś sobie po prostu z niego kpi. A z drugiej strony nie może zignorować tych wszystkich głupich uwag pod swoim adresem – uważa dr Bogdan Pliszka, socjolog.
Dlatego wysłuchują uważnie, bo czasem to co niewiarygodnie absurdalne może okazać się jak najbardziej realne. – Po sprawdzeniu tych informacji okazuje się, że jednak była tam część prawdy – mówi kom. Janusz Jończyk, KWP w Katowicach. Jak mówi kierownik Miejskiego Centrum Powiadamiania Ratunkowego niepoprawnych dowcipnisiów tu nie brakuje, także wśród najmłodszych. Według Andrzeja Kotuły problem to identyfikacja telefonów. – To w pewnym sensie wiąże nam ręce. W niektórych krajach gdzie obowiązuje numer 112 telefony bez kart – nie mają możliwości nawiązania łączności z numerem 112. Zablokowali po prostu operatorzy, bo nie mogli sobie z tym tematem poradzić.
U nas na razie dyżurujący muszą radzić sobie sami. Za to Grzegorz Stasiak radzi tym, których kusi zrobić kawał przez telefon. – Załóż sobie kabaret i wtedy swoją inwencję tam włóż i przekaż, a nie do robienia głupich psikusów, które mogą skończyć się tragedią – podsumował.