Co się dzieje za kulisami? – teatr od kuchni

– To ogromna frajda, to niezwykła przyjemność znaleźć się tutaj w tej przestrzeni teatralnej i móc odwołać się, być w środku niemalże tak jak na scenie – stwierdza Ewa Moroń, Centrum Scenografii Polskiej w Katowicach.
To ledwie ułamek tego, co kryje się w magazynach Centrum Scenografii Polskiej – podobno jedynego takiego muzeum na świecie. Tu bez przeszkód kostiumy tych najwybitniejszych mogą dokonać swojego żywota. Jednak wiele innych nadal upycha się w magazynach. W magazynie chorzowskiego Teatru Rozrywki jest ich prawie dwadzieścia tysięcy.
Jednak trochę ze względu na brak miejsca, a trochę ze względu na oszczędności, niektóre trafiają do przeróbki. – To są rzeczy, które się szyje tak troszkę inaczej. Dużo pracy trzeba w to włożyć, trzeba to wymyślić. Bo ładnie jest namalować ołówkiem, a u nas pracownie muszą pomyśleć jak to zrobić – informuje Gabriela Kamińska, kierownik sekcji magazynu, Opera Śląska.
A pomysły bywają zaskakujące. Inspiracją jest wszystko i najlepiej, żeby zupełnie nie przypominało tego świata, który widać za oknem.
– Aby sztuka miała odpowiednią oprawę, żeby były ciekawe kostiumy, żeby była cała koncepcja plastyczna jakiejś wizji plastycznej spektaklu – mówi Magdalena Piekorz, reżyser.
Ta lista życzeń w zależności od spektaklu może być jeszcze dłuższa. Najważniejsze, żeby wszyscy się zgrali – reżyser, scenograf i muzyk. Bo żadne dzieło nie może być dziełem… przypadku.
– Mnie inspiruje muzyka. Zanim zacznę projektować, lubię słychać, bo muzyka też ma swój kolor i swój nastrój – wyznaje Urszula Kubicz-Fik, scenograf.
Cokolwiek się w głowie urodzi i zostanie przelane na papier musi być wykonane. A już ich głowa w tym, żeby nawet te najbardziej fikuśne projekty, można było zobaczyć na scenie.
– Pierwsza przymiarka. Później czekamy na decyzję scenografa, czy jest wszystko w porządku, czy musimy duże korekty nakładać na te projekty – mówi Andrzej Piper, krawiec, Opera Śląska.
Poza tym, że wygląda powinno być trwałe. Nie raz się zdarzyło, że zamiast z dobrym słowem i uśmiechem na twarzy, aktorzy przychodzili do pracowni – w nieco innym nastoju.
– Jeżeli kostium uwiera, to niedobrze. Jeżeli się ubierze kostium i poczuje, że to jest ten inny człowiek, to jest frajda z tej roboty – zapewnia Artur Święs, aktor.
Jedno jest pewne – wkładając strój gra się o wiele łatwiej.