Region

Coraz mniej fachowców na rynku pracy

Mimo że, wybór szkół zawodowych i techników wydaje się być skrupulatnie przemyślany, to z roku na rok jest coraz mniej chętnych. – Po liceum nie byłoby żadnego zawodu, a po technikum zawsze coś jest. Jeśli bym poszedł do liceum to trzeba byłoby iść na studia a ja nie mam takiego zamiaru – wyjaśnia Robert Faron, uczeń, Zespół Szkół Budowlanych w Katowicach. Gdy w Polsce takie słowa nadal szokują i są raczej wstydliwym problemem w Czechach czy Danii to naturalne. Na studia idą tylko Ci, którzy faktycznie chcą i to nie dlatego, żeby walczyć z wizerunkiem nieuka. – Czemu akurat dyskredytuje się technika, skoro zachód wręcz krzyczy o pracowników o konkretnych kwalifikacjach zawodowych? Powiem, że nie jestem w stanie tego stwierdzić – mówi Dorota Wójcik-Sokołowska, polonistka, Zespół Szkół Budowlanych w Katowicach.

Z roku na rok – mimo dużego zapotrzebowania rynku na budowlańców, energetyków czy techników drogownictwa miasto obcina pieniądze i zamyka klasy. Podkreślić problem postanowili nie tylko w katowickim technikum. Być może już w nowym roku szkolnym nie będzie chętnych, by szkolić młodych rzemieślników. Wszystko przez cięcia ministra finansów. – Dochodzi do pewnego rodzaju przemodelowania dobrego systemu kształcenia zawodowego, który trwa i trwał w Polsce od dziewięciu wieków. Niech ktoś w końcu zacznie myśleć zdroworozsądkowo – denerwuje się prof. Jan Klimek, wiceprezes Związku Rzemiosła Polskiego. Rzemieślników pod koniec roku spotkała niemiła niespodzianka. Dotąd za ucznia państwo dopłacało około 150 zł. Rząd pieniądze cofnął nikogo nie informując. Niewiele myśląc rzemieślnicy postanowili zaprotestować. W ciągu ostatnich dwóch tygodni zebrali dwadzieścia tysięcy podpisów pod petycją do ministra. – To pokazuje, że rzemiosło po raz pierwszy mówi “nie” dla takich eksperymentów, i to stanowcze z naszego środowiska – oznajmia Michał Wójcik, dyrektor naczelny Izby Rzemieślniczej w Katowicach.

Wszyscy obawiają się, że wkrótce przyszłych rzemieślników nie będzie miał kto uczyć. Bo obcinając i tak niewielkie dotacje odcinają im kontakt z mistrzami. – Trzeba zagwarantować stanowisko pracy. Dla właściciela i personelu ten fotel będzie. Natomiast dla uczennicy też musi być to stanowisko – uważa Małgorzata Ditrich, mistrz fryzjerstwa. Wszystko za około 70 mln zł oszczędności rocznie. Choć to tylko oszczędności pozorne. Wkrótce polskie ręce do pracy zaczną przyjmować niemieckie firmy, a polski rynek usług zacznie świecić pustkami. – Praktyka daje dużo, żeby zrozumieć i żeby widzieć na własne oczy jak to się wykonuje. Natomiast w szkole jest tylko teoria – stwierdza Anna Fiołek, uczennica.

A to jednak chyba za mało, by upiec najlepszy chleb czy zrobić kunsztowną fryzurę. Bo równie starą co rzemiosło prawdą jest to, że mistrza nie czyni teoria.

Ciąg dalszy artykułu poniżej
Pokaż więcej

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button