
Choć na gimnastycznej planszy stawiają dopiero pierwsze kroki, już wiedzą, jakie będą kolejne w ich sportowej karierze. – Chciałabym jechać na olimpiadę. Jest na to szansa. W Zabrzu od 1996 roku działa Ośrodek Przygotowania Olimpijskiego. Część dziewczyn już teraz przygotowuje się do Rio de Janeiro. – Jesteśmy zadowolone, ale zdajemy sobie też sprawę, co nas czeka i jaka to jest ciężka praca – mówią Weronika Woźniak i Kinga Najmar, przygotowują się do olimpiady w 2016r.
Sporo muszą się też nagimnastykować ich trenerzy. W większości pracują za darmo. Jedni zostają, inni uciekają. Katerinie Kalmahoravej, która przez lata pracowała w Rosji i na Białorusi ciężko uwierzyć, że w Polsce tę dyscyplinę traktuje się niemal po macoszemu. – Tam cały czas dzieci szkolą się, uczą się i cały czas gdzieś wyjeżdżają na obozy – razem z trenerami, a to bardzo ważne – stwierdza Katerina Kalmahorava, trenerka gimnastyki.
Pieniędzy brakuje nie tylko dla trenerów. Młodzi zawodnicy mimo zakwalifikowania się do zawodów rangi europejskiej nie mają za co na nie wyjechać. Bo często trzeba wykładać na to z własnej kieszeni. – Jakiś system trzeba byłoby obmyślić, żeby te dzieci w pierwszej dziesiątce finansować – oprócz tej jednej. Finansujemy tylko ten czubek, czyli tę osobę, która akurat ma wystąpić na tych igrzyskach, a w ogóle nie myślimy o tych następnych, kolejnych. Wydaje mi się, że to jest największy błąd – mówi Joanna Uracz-Kocór, trenerka gimnastyki.
Przez wiele lat z ministerstwem sportu wojowała Barbara Stanisławiszyn prezes zabrzańskiej Iskry. Bezskutecznie. – Trener nie powinien być zatrudniony z karty nauczyciela, nie powinien być pracownikiem oświaty, powinien pracować co najmniej czterdzieści godzin i otrzymywać za to wynagrodzenie. Powinien mieć urlop z kodeksu pracy. W czasie wakacji, kiedy nawet nie ma szkoły, powinien pracować z tymi dziećmi, jeździć z nimi na obozy, bo wtedy są wyniki – stwierdza Barbara Stanisławiszyn, prezes zabrzańskiej Iskry.
Najlepszy wynik w Londynie w polskiej sztafecie na czterysta metrów uzyskał Michał Pietrzak – zawodnik klubu AZS AWF Katowice. – Jestem zawodnikiem młodym, może jeszcze nieutytułowanym. Wchodzę tak naprawdę na areny międzynarodowe, ale skoro mój trener pracuje ze mną za darmo przez trzy lata, to coś tu jest nie tak – mówi. On sam, by uzyskać stypendium, musi nie tylko szybko biegać i zdobywać medale. Do tego potrzebne jest też zaliczenie roku z dobrymi ocenami.
Ci, którzy studia mają już za sobą, wcale nie mają lepiej. W małym katowickim klubie trenuje tegoroczna olimpijka, biegająca maraton – Karolina Jarzyńska. Tu trenuje się i wyjeżdża tylko za swoje. Nie wiadomo, jak długo to potrwa. Otwarcie mówi się o tym, że klub może przestać istnieć. – Ani miasto, ani Polski Związek Lekkoatletyki nie chcą inwestować w seniorów, tylko inwestują w młodzież – tu jest problem. Jeśli się go nie rozwiąże, to trenowanie dla osób powyżej 23 roku życia, nie ma żadnego sensu – stwierdza Wiesław Piętka, prezes klubu Piętka Katowice.
O tym, że w polskim sporcie nie dzieje się za dobrze, świadczyć mogą ostatnie krytyczne głosy naszych tegorocznych medalistów. Ministerstwo Sportu zapewnia, że zmiany potrzebne są od zaraz. Pierwsze efekty mają być widoczne za osiem lat.