Czy fotoradary-atrapy znikną z dróg?

Na ulicy Wolności w Zabrzu zanim pojawił się fotoradar, kierowcy nie ściągali nogi z gazu. – Znajoma mojej koleżanki zginęła. Było parę śmiertelnych wypadków – mówi Joanna Hano, mieszkanka Zabrza. Natomiast ulica Piłsudskiego w Sosnowcu, to jedno z czterech miejsc w mieście, gdzie są fotoradary. – Po prostu zwalniam, nie ma co się denerwować – stwierdza Mikołaj Podolski, mieszkaniec Sosnowca.
Kierowcy zwalniają, mimo że nie wiedzą czy fotoradary akurat tego dnia działają. Jeśli takim atrapom posłowie powiedzą “nie” prawdopodobnie już nie będą zwalniać. – Urządzenie wypożyczamy z Komendy Wojewódzkiej i ono w jakimś okresie działa na terenie naszego miasta w losowo wybranym maszcie – tłumaczy asp. Hanna Michta, KMP w Sosnowcu. Właścicielem masztów w Sosnowcu jest Urząd Miasta. Każdy z nich kosztował około 20-tu tysięcy złotych. Dlatego sosnowieccy urzędnicy nie chcą ich likwidować. – One zostały ustawione w miejscach rzeczywiście, w których mają poprawić bezpieczeństwo. Mają wpływać na kierowców, aby zachowali odpowiednią prędkość – informuje Wojciech Guzik, UM w Sosnowcu.
Dzięki tym urządzeniom w najbardziej niebezpiecznych miejscach – zdaniem policjantów – wypadków jest znacznie mniej. – Jeżeli jest wcześniejsza informacja, że jest tam słup, czy maszt fotoradaru to możemy liczyć na to, że kierowca zwolni, a jeżeli zwolni to jest szansa na to, że odpowiedni wcześniej na coś zareaguje – podkreśla nadkom. Włodzimierz Mogiła, KWP w Katowicach.
Teraz reakcje w poselskich ławach wpłyną na reakcje tych za kierownicami. Zdaniem policjantów jeśli takie straszaki znikną z dróg wypadków może być więcej.