Dramat w Bytomiu

Pracownicy bytomskiego schroniska mieli nie lada kłopot, żeby wyciągnąć psa z mieszkania Henryka Sz. – Pies był przestraszony bardzo. Wszystko było rozsypane w mieszkaniu i za pomocą łapacza specjalnego do psów bardziej agresywnych po jakiś 5 minutach udało mi się go schwytać i wsadzić do naszego samochodu – opowiada Piotr Adamek, pracownik schroniska dla zwierząt w Bytomiu.
Policyjny radiowóz przed budynkiem pojawił się po telefonie Eugeniusza Olczyka – bliskiego znajomego pana Henryka. Ponad tydzień nie miał z nim kontaktu. Gdy przyszedł sprawdzić do jego mieszkania co się dzieje poczuł dziwny zapach i zobaczył rozwścieczonego Szarika. – Psa wzięli – my weszliśmy, a on leżał w łazience. Wyglądał makabrycznie. Lewa noga, wnętrzności były, ręka ugryziona jedna.
I choć pies nie jest winny śmierci swojego właściciela, to sąsiedzi i tak są przerażeni tym co działo się za drzwiami mieszkania. Przez tydzień. – Heniek tu mało przebywał. Ja akurat nie słyszałem jak pies szczekał. Tylko z tyłu jak się wychodziło na podwórko to szczekał, ale to było normalne – wspomina Krzysztof Sztromski, sąsiad.
– To jaka była przyczyna zgonu tego mężczyzny pokaże nam dopiero sekcja zwłok, którą zarządził prokurator – informuje asp.szt. Adam Jakubiak, KMP w Bytomiu.
Jak się nieoficjalnie dowiedzieliśmy Henryk Sz. miewał ataki padaczki i nie stronił od alkoholu. Pies najprawdopodobniej będzie uśpiony.