Dramatyczny koniec? Stracą dom i pięcioro dzieci?

Oburzenie i bezradność… – Jest mi żal. Płakałam, przedwczoraj byłam u Małgosi płakałam razem z nią, bo po prostu nie rozumiem postępowania niektórych urzędników – mówi Bożena Stolat, sąsiadka. Sąsiedzi i mieszkańcy nie mogą zrozumieć decyzji o odebraniu domu rodzinie zastępczej z Sierot. Państwo Magdziakowie przeprowadzili się na Śląsk, gdzie zostali rodziną zastępczą dla pięciorga dzieci. Zaprosiła ich tu jedna z fundacji promujących takie rodzicielstwo. – Wcześniej to wszystko było zupełnie inaczej planowane, zupełnie inaczej omawiane. Nikt nawet w najśmielszych wyobrażeniach nie przedstawiał, że może skończyć się tak dramatycznie – stwierdza Piotr Magdziak, musi opuścić dom.
Za pieniądze otrzymane od brytyjskiej fundacji kupiono dla nich dom. Za pieniądze z zaciągniętych kredytów sami doprowadzili go do stanu używalności. – Dom kupiony był na fundację, ale to nie było dla nas żadnym powodem, żeby nie inwestować. Mieliśmy tu mieszkać zawsze, mieliśmy tutaj prowadzić rodzinny dom dziecka w związku z tym zaraz po przeprowadzce zaciągnęliśmy kredyty – wyjaśnia Małgorzata Magdziak, musi opuścić dom.
Po wyremontowaniu mieli przekształcić się w rodzinny dom dziecka. W lutym okazało się jednak, że rodzinny dom dziecka powstanie tyle, że poprowadzi go ktoś inny, a Magdziakowie do końca czerwca muszą się wyprowadzić.- Czuję niemoc, bezradność swojego rodzaju, że zostałem wykorzystany po prostu – mówi Piotr Magdziak, musi opuścić dom.
Prezes polskiej fundacji, która pośredniczyła między Brytyjczykami a rodziną i sprowadziła Magdziaków na Śląsk nie ma jednak zamiaru dalej im pomagać. Jego zdaniem dzieciom nie jest tam dobrze. – W tej chwili uważamy, że państwo Magdziak nie chcą już wychowywać tych dzieci. Państwo Magdziak zdeklarowali nam to wielokrotnie, brutalnie i w związku z tym nie widzimy możliwości, żeby wspierać państwa Magdziak w sytuacji gdy uważamy, że dzieci są krzywdzone – tłumaczy Ireneusz Kopania, prezes fundacji.
Sąsiedzi Magdziaków, którzy obserwują tę rodzinę na co dzień mówią co innego. – To wspaniała rodzina, która za to co robi, powinna dostać olbrzymi medal, wielkości kuli ziemskiej – stwierdza Janusz Mucha, sąsiad.
O tym, że prezes nie ma prawa pozbawiać ich domu, przekonany jest przyjaciel rodziny Andrzej Słonawski, który brał udział w spotkaniu Magdziaków z kierownictwem Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie i prezesem fundacji. – W obecności kierownictwa PCPR'u zobowiązał się, że ten dom będzie im przynależny do momentu, kiedy tą rodziną zastępczą będą – mówi.
Rodziną zastępczą wciąż są. Jednak jeśli do końca czerwca polska fundacja nie zmieni decyzji, Magdziakowie stracą nie tylko dom, ale i dzieci. Sprawą konfliktu zainteresowani się też Brytyjscy fundatorzy, którzy w połowie czerwca pojawia się w Polsce.