Dyktando

Do starcia o tytuł cudzoziemskiego mistrza języka polskiego stanęło ich dwustu. Bezbłędnych nie było. Choć w swojej pierwszej ortograficznej potyczce się nie popisali, niektórzy tak jak Xue Xiavdi z Chin pokonali mistrzowski dystans by dotrzeć do Cieszyna. – Chrząszcz brzmi w trzcinie, hahaha – próbuje wyrecytować Xiavdi. Dla studentki medycyny z Chin nie takie słowa w nauce polskiego sprawiają największą trudność. – Rower – bike, ja nie mogę tego wymówić, rower, hahaha – śmieje się.
Ten kto na dzisiejszym sprawdzianie liczył na posiłki, mógł się przeliczyć. Ale determinacji by poznać nasz język mógłby im pozazdrościć niejeden polski uczeń. Bo znajomość polszczyzny może przynieść niezłe profity. – Chciałbym być przewodnikiem turystycznym w Egipcie, dla turystów z Polski – mówi Alaa Gomaq, który przyjechał z Egiptu. – Mówię już po angielski, francusku, hiszpańsku, niemiecku, ale to nauka polskiego jest tym największym językowym i egzotycznym wyzwaniem – mówi Robert Williams Freyre, który przyjechał z Kuby.
Ta polska egzotyka, robi coraz większe tournee na świecie. Na polonistykę na Uniwersytecie w Seulu startowało w zeszłym roku aż ośmiu kandydatów, których nie przeraża starcie z polską wymową. – Naprawdę, bardzo trudna ta nauka, ta wymowa “czy”, “szy”, “rzy”, a i gramatyka jest zupełnie inna. Zupełnie dwa inne języki – mówi Estera Choi, wykładowca języka polskiego w Korei Południowej.
Bo trudno szukać polsko- koreańskich podobieństw. Cieszyński językowy misz-masz z każdym rokiem staje się coraz bardziej popularny, a błędy popełniane podczas nauki są różne w zależności od narodowości. – Takimi trudnymi wyrazami może okazać się para: kasza i Kasia, gdzie ktoś idzie na randkę z kaszą, a zjada miskę Kasi – mówi prof. Jolanta Tambor, dyrektor Szkoły Języka i Kultury Polskiej UŚ.
Ten głód wiedzy cieszy najtęższe uniwersyteckie głowy. Dzięki nim o gżegżółce może być głośno na całym globie.