Dzieci przeniesiono do innej szkoły. Rodzice się buntują

Batalia na słowa spowodowana przymusową przeprowadzką. Jej skutki, zdaniem rodziców, najbardziej odczuwają niepełnosprawni uczniowie. – To nie są warunki godne do nauki, które zapewnia konstytucja. Nie ma spełnionych warunków, a tutaj nikt się nami, tak naprawdę tymi dziećmi, nie przejmuje – mówi Marzena Polewska, matka uczennicy ZSOS nr 6 w Gliwicach.
Decyzja o nagłej przeprowadzce Zespołu Szkół Specjalnych nr 6 w Gliwicach zapadła dwa tygodnie przed rozpoczęciem roku szkolnego. Zadecydowały o niej wyniki ekspertyzy budowlanej. Od trzech tygodni w Zespole Szkół Specjalnych nr 7 jest o ponad 200 osób więcej niż w poprzednich latach. Ulokowanie dwóch szkół w jednej, daje się we znaki nie tylko uczniom. – Nie są to te warunki, które mieliśmy na ulicy Ziemowita, tam gdzie jest do tej pory nasz budynek. Mamy tutaj do dyspozycji, o ile się nie mylę, około czternastu pomieszczeń – mówi Joanna Dutkiewicz, dyrektor ZSOS 6. To zdecydowanie zbyt mało, dlatego lekcje odbywają się nie tylko w klasach. Przez to niektórzy rodzice decydują się na ograniczenie edukacji swoich dzieci do minimum. Sylwia Król swojego syna wysyła do szkoły tylko raz w tygodniu, bo jak twierdzi, nie ma sensu częściej.
Decyzję o przeniesieniu uczniów i nauczycieli podjęli gliwiccy urzędnicy. Starania rodziców o znalezienie budynku, w którym byłyby lepsze warunki dla niepełnosprawnych, nic nie dały. Co więcej, o ekspertyzie budowlanej rodzice dowiedzieli się w ostatniej chwili. Jeszcze w wakacje w dotychczasowym budynku na własną rękę przeprowadzali remonty. Zakupili też sprzęt za 15 tysięcy złotych. – W tej chwili to, jedną decyzją pani prezydent Caban, zostało zlikwidowane. W tej chwili nie mamy żadnej możliwości bycia u siebie – mówi Jarosław Lewandowski, przewodniczący Rady Rodziców.
Jednak to rozwiązanie, zdaniem gliwickich urzędników, jest najlepszym z możliwych. Upatrują w nim nawet więcej plusów niż minusów. – Niewątpliwie jest trochę przegęszczenia, ale prawdę powiedziawszy liczymy się też z tym, że dzieci się zaprzyjaźnią między sobą, że są w cichej okolicy nie w centrum miasta, tylko troszkę na uboczu, że mają dużo terenów zielonych – mówi wiceprezydent miasta.
Remont dawnego budynku szkoły miałby kosztować ponad 2 i pół miliona złotych. Problem w tym, że nie ma nawet decyzji radnych, czy w ogóle się rozpocznie.