Egzotyczne kontrole

Wyglądają jak zwykli klienci. Ale to tylko pozory. Kilka razy dziennie pojawiają się w różnych miejscach i grzecznie zamawiają specjały podawane w najróżniejszych restauracjach i barach nie tylko po to, żeby się nimi delektować. Boją się Was? Rozpoznają? – Ale skąd. Nie mają prawa. My jesteśmy normalnymi klientami, normalnymi ludźmi. Siadamy do stolika i zamawiamy zgodnie z kartą – odpowiada Barbara Selwiak, inspektor inspekcji handlowej. W zależności od rodzaju kontroli mierzą i ważą. Czasem sprawdzają poziom obsługi klienta, to znów jakość podawanych dań. Wszystko po to aby klienci nie musieli już więcej kręcić nosem. – Miałem znajomą co pracowała i mówiła: “dzisiaj tego nie bierz, bo coś tam jest nieświeże”. Ale co zrobisz. Gdzie bym nie poszedł to i tak jest wszędzie – mówi Mariusz Gała.
Tak było i tym razem. W ponad osiemdziesięciu procent przebadanych przez inspekcję barów i restauracji serwujących potrawy kuchni egzotycznej mniej egzotyczne jak dania były sposoby krojenia klientów. Restauratorzy najczęściej oszukują na wielkości i wadze podawanych porcji. Niczym niezwykłym jest także zawyżanie rachunków. – Nie chodzi o to, żeby oceniać, że ta restauracja jest zła do tej zapraszamy, a w tej niech Państwo lepiej nie jedzą. Tylko generalnie chodzi o to, żeby wykazać to co nieprawidłowe i żeby to poprawić, żeby to zmienić – uzasadnia Katarzyna Kielar, Państwowa Inspekcja Handlowa w Katowicach. W ustaleniu jak poważne jest przewinienie prawie zawsze pomagają pracownicy laboratorium. To tu do analizy trafiają wszystkie produkty. Zarówno te z restauracji jak i te, które przynoszą poszkodowani klienci. – Inspektorzy przynoszą wszystko. Wszystko co jest do jedzenia. To zależy od danego tematu kontroli, ale najczęściej przetwory mięsne, przetwory owocowe i warzywne – wymienia Grażyna Cetera, laboratorium UOKiK w Katowicach.
A nieuczciwy restaurator może dostać mandat w wysokości pięciuset zł. Gdy przewinienie jest poważne – inspektorzy kierują do sądu grodzkiego wniosek o nałożenie grzywny. Jak twierdzi kucharz Klaudiusz Sevkowicz, to co najważniejsze to walka o klienta. A pozyskać rzeszę smakoszy można tylko wtedy, gdy używa się uczciwych metod. – Machlojki mogą robić ludzie w Wenecji, albo w jakichś miejscach turystycznych, gdzie dziennie przewija się tysiąc klientów i drugi raz nie wracają. W miastach takich jak na Śląsku, jeżeli chce się mieć dobrych klientów trzeba o tych klientów dbać.
Ale być może wychodzą z założenia, że nie ważne czy klient jest dobry, a ważne żeby był masowy.