Ekstraklasa: Legia Warszawa – GKS Bełchatów 0:2
Legia, której ostatnie wyniki mogły wskazywać, że wychodzi z dołka, po raz kolejny zawiodła kibiców z Łazienkowskiej. Zespół Macieja Skorży przez większość meczu był tłem dla świetnie zorganizowanej, zwłaszcza w ofensywie, jedenastki z Bełchatowa.
W pierwszej połowie dominacja gości nie podlegała dyskusji. Co prawda to Legia pierwsza zaatakowała, ale już w 11. minucie nadziała się na zabójcza kontrę GKS-u. Tomasz Wróbel idealnie dośrodkował na głowę Marcina Żewłakowa, a doświadczony snajper, niepilnowany, nie miał żadnych problemów z pokonaniem Marijana Antolovicia. Bełchatowianie nie ograniczyli się do obrony wyniku – ścisły pressing drużyny Macieja Bartoszka nie pozwalał Legii na skonstruowanie groźnej akcji, za to goście co chwila nękali stołecznych obrońców. Jedna z akcji dała Bełchatowowi podwyższenie wyniku – znów Wróbel dostał na prawa stronę piłkę od Kamila Poźniaka, zacentrował w pole karne, a Żewłakowowi pozostało tylko dostawienie głowy.
W drugiej połowie gra była bardziej wyrównana. Legia, nie mając nic do stracenia, odważniej zaatakowała. Najbliżej zdobycia kontaktowej bramki była w 56. minucie, kiedy w ogromnym zamieszaniu w polu bramkowym futbolówka cudem nie wpadła do siatki. W 72. minucie gola mógł zdobyć Bruno Mezenga, ale po jego strzale piłka minimalnie minęła bramkę Łukasza Sapeli. Bełchatowianie spokojnie kontrolowali przebieg meczu, do końca dowożąc cenne, dwubramkowe zwycięstwo.
GKS Bełchatów po czterech meczach ma na koncie już 9 punktów, tyle co liderzy z Polonii Warszawa (grają mecz jutro). Legia pozostaje w górnej połowie tabeli ze zgromadzonymi sześcioma punktami.