Eurowybory

Śląski PSL zbiera siły i liczy na co najmniej jedno miejsce w parlamencie europejskim. Listę głodnych sukcesu ludowców pociągnie Janusz Moszyński, były wiceprezydent Gliwic i były marszałek województwa. – To jest wszystko razem pewien zespół doświadczeń, które jednak uznałem warto spróbować spożytkować.
Nieco inny bagaż doświadczeń spożytkować będą chcieli członkowie Polskiej Partii Pracy. Wśród kandydatów między innymi wiecznie walczący Bogusław Ziętek i organizatorka strajku w Tesco Elżbieta Fornalczyk. Dalej bez większych niespodzianek. O miejsca będą głównie walczyć osoby, które Brukselę dobrze już znają. Listę Platformy otworzy Jerzy Buzek. Koalicja Lewicy stawia na Genowefę Grabowską. Pis na razie się nie chwali – żeby nie zapeszać. – Niestety nie mogę tego ujawnić, ale jeśli wszystko będzie przebiegało zgodnie z planem, to lista śląskiego PiS-u będzie bardzo mocna i bardzo atrakcyjna – uważa Wojciech Szarama, poseł PiS.
Jak bardzo – okaże się siódmego czerwca. – Oczywiście sztab zacznie działać, powoli zaczyna działać, powoli się rozkręca. Myślę, że będą jakieś ciekawe pomysły – oznajmia Wojciech Saługa, poseł PO. Zdaniem publicysty Józefa Krzyka te wybory będą też trochę poligonem doświadczalnym. – Sondaż dla największych partii w Polsce, bardziej miarodajny od tych wszystkich, które są organizowane co jakiś czas.
Na przekonanie wyborców, że warto iść głosować sztaby mają trzy miesiące. – W pierwszej kadencji do urn poszło niespełna 20 procent Polaków. Zależało by nam, żeby teraz do wyborów poszło więcej ludzi – mówi Genowefa Grabowska, europosłanka SdPL. Bo właśnie od frekwencji w województwie śląskim zależeć będzie siła reprezentacji tego regionu – od sześciu nawet do dziewięciu europosłów. A jest o co walczyć. Parlament Europejski ma mieć większe kompetencje i coraz bardziej będzie się liczył. – Połowa decyzji dotyczących Polski zapadać będzie tam w parlamencie – dodaje Wojciech Saługa.
I to z całą pewnoscią nie jest dobre miejsce na polityczną emeryturę mówią obecni europosłowie. – Indywidualnie tutaj nie można zrobić niczego – uważa Jan Olbrycht, europoseł PO. A przekonanie do swoich racji posłów z innych krajów do łatwych nie należy. – To jest chodzenie od biura do biura, to jest spotykanie się na kawie, to jest umawianie się na obiad. To jest czasami pójście na wspólną kolację, taka śmieszną kolację, bo z jednej strony danie na stole, z drugiej strony papiery rozłożone – dodaje Jan Olbrycht.