Region

Festiwal kultury Indian Ameryki Północnej w Katowicach

Żeby indiański strój dopiąć na ostatni guzik trzeba poświęcić nie tylko wiele czasu, ale i pieniędzy. Często naprawdę dużych. Bo też coraz większe wymagania wobec siebie mają ci, dla których pasja to w życiu rzecz najważniejsza. – Ja mam w domu spreparowanego bizona, obrazy, czaszka na kominku wisi. Są też zrobione takie głowy z tworzywa i tam są pióropusze – mówi Joachim Płachetka, indianista. To wszystko, a także pięć różnych indiańskich strojów kosztowało Joachima Płachetkę sto tysięcy złotych.

Spełnianie marzeń z dzieciństwa nie musi być jednak aż tak drogie. – Można również zrobić strój tanim kosztem. Kawałek skóry, kilka koralików. W zasadzie często te indiańskie stroje są dosyć skromne. Nawet stroje tancerzy. Czyli niekoniecznie trzeba poświęcić kilka lat, żeby ten strój całkowicie wyszyć koralikami. Aczkolwiek jest to bardziej efektowne – stwierdza Bogdan Płonka, organizator festiwalu Pow How.

Równie efektownie wygląda podczas Pow Wow, czyli festiwalu kultury Indian Ameryki Północnej. Katowicka impreza przyciąga nie tylko indianistów, ale i tych, którzy przy takiej okazji mogą trochę zarobić. – Staramy się jakoś tak własnoręcznie niektóre rzeczy robić. Niektóre rzeczy się zdobywa i są oryginalne. No i jakoś próbujemy to spieniężyć, sobie dorobić – przyznaje Robert Kumański, który handluje indiańskimi pamiątkami. Co w Katowicach raczej się udaje. Tutejszy festiwal cieszy się bowiem dobrą sławą i to nie tylko w Polsce.

Dlatego to właśnie do Katowic po naukę i doświadczenie przyjechał Rolandas Prusinskas, który chce zorganizować Pow Wow na Litwie. – Bardzo piękna organizowana. Już nie pierwszy raz bez usterek idzie, idzie jak najlepiej. Same najlepsze wrażenia – mówi Litwin.

Ciąg dalszy artykułu poniżej

Festiwal dostarcza wrażeń również tym patrzącym na wszystko nieco z boku. – No na razie się podoba, aczkolwiek jesteśmy tu dopiero pięć minut, więc króciutko, ale jesteśmy pod wrażeniem, jak najbardziej – zaznacza Anna Jurgielska. I wiele wskazuje na to, że takich wrażeń nie zabraknie także w kolejnych latach, bo Polski Ruch Przyjaciół Indian, mimo że liczy tylko około dwóch tysięcy członków, na dopływ świeżej krwi nie może narzekać. – Pojawiają się nowe osoby. Jest to tradycja już wielopokoleniowa. Tutaj w zasadzie ludzie dorośli, rodziny przyjeżdżają ze swoimi pociechami – oznajmia Płonka.

 

Pokaż więcej

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button