Gesty zrozumienia

Potrafią rozmawiać w… absolutnej ciszy. I właśnie dlatego tak trudno im przekazać słyszącym, czego tak naprawdę potrzebują. – Chodzę do lekarza, czy do urzędu razem z mamą albo z tatą – mówi Marcin Kubiak. Bo bez tłumacza ani rusz. O tym jak trudno jest cokolwiek załatwić w świecie słyszących nie raz przekonał się Mirosław Koperwas, tłumacz języka migowego. Jako słabosłyszący stara się uczyć i pomagać głuchoniemym. – Lekarze, pielęgniarki nie znają języka migowego i tu jest problem. Problem jest też, bo głusi mają swój język migowy, ten język różni się.
Te różnice na własną rękę postanowili zgłębić pracownicy Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w Bytomiu. Razem z opiekunami z lublinieckiego ośrodka dla niesłyszących i słabosłyszących uczą się podstawowych zwrotów w języku migowym. Do tej pory radzili sobie zupełnie inaczej. – Na kartce jakoś pisanie, to to jest jedyny chyba rozwiązanie na dzień dzisiejszy, jeślibym nie potrafił migać – opowiada Roman Rajman, sanitariusz w Szpitalu Specjalistycznym Nr 4 Bytomiu. Wśród trenujących znalazła się Mirosława Włoch. Ma syna, który jest niesłyszący i dlatego zdecydowała się uczyć języka migowego. – Powinnyśmy dużo ćwiczyć, żeby nie zapomnieć. Musimy mieć codzienny kontakt. U mnie w domu to będzie. Gorzej u koleżanek.
I choć głuchoniemi stanowią niewielką część pacjentów, zdaniem doktora Jacka Kozakiewicza ich pobyt w szpitalu może być stresujący zarówno dla lekarza jak i pacjenta. – Bywały takie sytuacje, że ten kontakt był utrudniony nie mówiąc o doprecyzowaniu istotnych danych dotyczących przebiegu choroby. Dlatego pomóc postanowiła między innymi Justyna Kowoń, która razem z koleżankami zorganizowała kurs. – Wszystkie zakłady opieki zdrowotnej chwalą się, że likwidują bariery architektoniczne. Natomiast niestety nikt nie podejmuje się zlikwidowania barier komunikacji.
Bo najtrudniej niesłyszącym przebrnąć przez dokumenty potrzebne przy badaniach, czy przyjęciu do szpitala. – Mamy problemy z wypisywaniem formularzy ze względu na słownictwo, które jest dla nas czasami niezrozumiałe. Dlatego często musimy prosić o wyjaśnienie – opowiada Justyna Migas. Dlatego w przedsięwzięcie chętnie włączyły się opiekunki z ośrodka dla niesłyszących i słabosłyszących. – My surdopedagodzy jesteśmy na pograniczu dwóch światów – świata słyszących i świata głuchych. Uważam, że jest to nasz moralny obowiązek zbliżać te światy – wyznaje Beata Wilk, nauczycielka języka migowego.
Takie połączenie popiera Maciej Hamankiewicz, prezes Izby Lekarskiej. – Złe komunikowanie się z pacjentem jest przyczyną wykonywania bardzo wielu niepotrzebnych badań, które wcale nie musiałyby być wykonywane. Tak więc język migowy jest jednym z wielu języków, których warto się uczyć.
Bo chodzi o to, aby dłonie giętkie powiedziały wszystko, co pomyśli głowa.