Górnicy nadal walczą o życie

Dziś emocje przed siemianowicką “oparzeniówką” brały górę. Nerwowo zareagował zrozpaczony ojciec, który tuż po godzinie 13:00 dowiedział się o śmierci swojego 22-letniego syna. – To był pacjent, który już od początku był w stanie bardzo ciężkim. Natomiast trzeba sobie uświadomić, że każdy pacjent jest tak obciążony, bo to jest bardzo duży obszar ciała zajęty, to jest uszkodzenie, to jest olbrzymi stres – wyjaśnia dr Mariusz Nowak, dyrektor Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach Śląskich.
Także dla tych, których ta tragedia dotknęła najbardziej. Rodziny ofiar od wczoraj próbowały się dowiedzieć o stanie zdrowia swoich bliskich. Jak mówią, dzwonią do poszkodowanych dzięki komórkom, które udostępniają swoje prywatne komórki. To udało się Patrykowi Latce, który od wczoraj czekał na telefon od ojca. Późnym wieczorem w końcu mógł go usłyszeć. – Powiedział, że wszystko jest z nim jak na razie w porządku, prosił też żebyśmy się pomodlili za wszystkich górników – stwierdza Latka.
Bo w siemianowickim szpitalu wciąż pozostaje osiemnastu górników. W szpitalu św. Barbary w Sosnowcu kolejnych sześciu. – Czterech pacjentów jest w stanie ciężkim, generalnie stabilnym, tylko u jednego niektóre wyniki się pogorszyły, ale od rana stabilizacja następuje, więc czekamy – oznajmia – Iwona Łobejko, dyrektor Szpitala Specjalistycznego nr 5 w Sosnowcu. Bo jak tłumaczą lekarze przy tak silnych oparzeniach jest jeszcze za wcześnie na rokowania. – Wszyscy są w stanie bardzo ciężkim, musimy dać troszkę czasu, żeby zobaczyć jak się ta choroba oparzeniowa rozwinie u poszczególnych osób – podkreśla dr Nowak.
Rodziny, które odwiedziły dziś rannych górników są dobrej myśli.
Teraz większość górników czeka długa i kosztowna rehabilitacja. Do tej pory leczenia takich poparzeń nie finansował ani NFZ, ani rząd. Po wczorajszej tragedii minister zdrowia Ewa Kopacz zapewniła jednak, że teraz pieniądze się znajdą. Dopilnować pomocy obiecał także premier Donald Tusk. – Poleciłem to tutaj dyrektorowi, aby przypilnowano, żeby niezależnie od tej automatycznej pomocy dla każdej rodziny, żeby nie było jakiejś zwłoki w czasie i zapewniono mnie, że są tutaj do tego dobrze przygotowani, żeby nikt nie pozostał bez opieki nawet przez chwilę – mówił premier.
O to dbają także władze Rudy Śląskiej, które uruchomiły specjalny punkt konsultacyjny. To właśnie w tym mieście jest najwięcej poszkodowanych rodzin. – Psycholodzy będą kontaktować się z rodzinami i wspierać ich w tej ciężkiej chwili. Oprócz tego w poniedziałek uruchamiamy pracowników Ośrodka Pomocy Społecznej, którzy będą wypłacać poszkodowanym rodzinom po pięć tysięcy złotych – oznajmia Aleksandra Skowronek, wiceprezydent Rudy Śląskiej.
Wicepremier Waldemar Pawlak, który przyjechał dziś na Śląsk w Siemianowicach Śląskich zapewniał, że rządowa pomoc nie będzie krótkotrwała.
Ci, którzy wybrali tę pracę zdają sobie z zagrożenia sprawę, ale nie mają wyjścia. Od wczoraj opłakują swoich kolegów. Dwudniowa żałoba narodowa ogłoszona przez prezydenta rozpocznie się w poniedziałek.